wtorek, 24 grudnia 2013

Tym artykułem rozpoczynamy nowy cykl: Opowieści przy piecu! Świąteczny prezent przygotowałyśmy dla Was wspólnie z Martą, która prowadzi Galerię pod Aniołem. Wielu z nas jest ona doskonale znana!


Takiego życia w mieście niejedna osoba by im pozazdrościła. Żyli w pięknej, starej klimatycznej kamienicy w stumetrowym mieszkaniu, którego wnętrze przypominało dworek. Było im wygodnie bo wszystko blisko, szkoła, sklep, pralnia, kino czy basen. On miał firmę, Ona, nie musiała pracować, zajmowała się domem i dwoma dorastającymi synami. Gdyby ktoś usłyszał, że to wszystko zamienili na stary, prawie stuletni, od lat niezamieszkany dom na wsi, któremu, gdyby popatrzeć, niewiele lat życia już pozostało – nie bardzo chciałby w to uwierzyć…
A jednak Marta z rodziną, pewnego dnia podjęła radykalną decyzję. Zrywają ze wszystkim co miejskie i zaczynają wszystko od nowa, nie wiedząc co ich tak naprawdę czeka.
- W mieście byliśmy szczęśliwi, ale czułam, że żyjemy w ciągłym biegu, a każdy dzień jest niemalże taki sam. Nie ma nawet czasu na zatrzymanie się na chwilę i refleksję – wspomina.
W takich momentach mieli wrażenie jakby ich życie było sztuczne i schematyczne. To wszystko potęgowało się jeszcze bardziej, kiedy po kilkunastu dniach wakacji w pięknym, starym domu na wsi, który należał do babci męża – musieli wracać z powrotem do miasta.

Decyzja była radykalna, ale w rzeczywistości ta myśl o przeprowadzce krążyła w ich myślach nie raz.
- Podczas naszych wakacyjnych pobytów w tym domu, doszliśmy w końcu do wniosku, że on na nas czeka. Spędzaliśmy w nim cudne chwile z dziećmi i naszymi znajomymi. Mąż i syn grają na pianinie, ja na gitarze. W czerwcowe wieczory siadaliśmy w licznym gronie przy ognisku, a koncertom i śpiewom nie było końca – opowiada Marta.

Ale przychodził wrzesień, zaczynała się szkoła i odbywał się trudny powrót do miasta. W końcu zrozumieli to co podświadomie w ich głowach pojawiło się już dawno.
- Przecież nie musimy stąd wyjeżdżać…
I tak narodziła się myśl o przeprowadzce. I trzeba przyznać, że maczała w tym palce seniorka rodu. Bo gdyby nie decyzja babci o tym, że ten kawałek ziemi z domem, pięknymi wiekowymi lipami, dębami, klonami i wieloma innymi starymi drzewami – będzie należeć do jej wnuka i jego rodziny, być może ich życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.

- To było siedem lat temu. Mąż przeniósł siedzibę swojej firmy, dzieci dorosły, a ja wreszcie czuję, że chce mi się życia.
Początki nie były łatwe, bo dom nadawał się do kapitalnego remontu. Nie było kanalizacji, dach i okna wymagały wymiany.
- To wszystko było dla nas nie lada wyzwaniem… Jednego byliśmy pewni, że to co robimy jest warte naszego poświęcenia i wyrzeczeń. Pamiętam ten moment jak ekipa wstawiła okna i odjechała, a ja siedziałam i patrząc na to nasze nowe - ryczałam jak bóbr…oczywiście ze szczęścia.
Jak mówi, tutaj zaczęła dostrzegać pory roku i zupełnie inny świat. Ale to jednak coś innego mało przewrócić do góry nogami jej życie.
- Atmosfera tego kawałka ziemi, ten dom pachnący żywicą, stojący pomiędzy wyniosłymi drzewami, dodawał mi energii do życia.
To dopiero tutaj, na wsi Marta miała odkryć w sobie pasję tworzenia. Zupełnie nie wie jak się to stało. Nagle w naturalnych materiałach, kawałkach drewna zaczęła dostrzegać zupełnie nowe formy i kształty.
Zaczęła dostrzegać anioły, które teraz nie opuszczają jej na krok.
.
- Mój pierwszy anioł powstał z dwóch kawałków drewna, które po złożeniu przybrały anielską postać. Potem były anioły dla rodziny i znajomych. Dawało mi to ogromną satysfakcję. Teraz anioły siedzą w ogrodzie, na ganku, w kuchni i mam wrażenie, że opiekują się nami. 
Ale Marta wcale nie chciała zamknąć się ze swoimi aniołami w domu.
- Myśl o galerii zrodziła się nagle. Na początku była chwila zawahania,
trochę braku wiary we własne możliwości. Jednak bardzo mocno wierzyłam, że jeśli czegoś się bardzo chce to można wszystko.

I na to wygląda, że można - bo być może wiele osób nie wie, ale w swoim życiu natrafia na Marty anioły i to w całej Polsce. Bo oprócz tego, że można je znaleźć w jej osobistej galerii to są one jeszcze w galeriach artystycznych w Krakowie, Sandomierzu, Gdańsku, Warszawie i Kazimierzu Dolnym.

Jest pewna, że nigdy nie zamieniłaby swojego wiejsko-artystycznego życia na miejską bieganinę. I zaczyna wymieniać dlaczego:
- Po pierwsze mój pies rasy beagle nie chciałby być już miejskim psem. Po drugie w mieście powietrze nie pachnie żywicą. Po trzecie gdzie w mieście miałabym umieścić wszystkie swoje skarby znalezione na wsi - wymienia Marta.
Po czwarte tylko tutaj jest miejsce, którego klimat wyzwolił w niej pasję tworzenia.
Dziś pewnie Marta zajmuję się dekorowaniem domu, przygotowuje tradycyjne potrawy świątecznie a jej dzielni mężczyźni kombinują jak usadzić przy stole 20 osób.

Jak mówi, w święta Bożego Narodzenia jest u nich zawsze ciasno, ale rodzinnie i dzięki temu pięknie. Czego i my Wam tego życzymy!
A Marta? - Nie odkładajmy marzeń na potem. Czas nie daje biletów powrotnych.

Wesołych Świąt!
Autor: Baba na wsi












zdjęcia Galeria pod Aniołem

3 komentarze:

  1. cudna historia naprawdę wzruszająca może i mnie to kiedyś spotka znam Martę to anielica a nie kobieta napełniona dobrą energią u niej w galerii ,domu aż iskrzy od ciepła i jej wspaniałych aniołów pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie osoby jak Marta i jej rodzina - mogą być inspiracją dla wielu niezdecydowanych:)

    OdpowiedzUsuń
  3. cudne są te jej anioły :)

    OdpowiedzUsuń