Zwięzły,
konkretny i bez jakichkolwiek wątpliwości – tak brzmiał telegram, który bez
względu na porę dnia przynosił do naszego domu listonosz. Zwykle była to połowa
sierpnia. Ten moment niwelował wszystkie dotychczasowe plany. Liczyło się jedno
- dotrzeć na czas do domu Dziadków.
Bardzo
wczesny poranek. Wszyscy na równych nogach i szykują się do wyjścia. Kobiety
nakładają chustki na głowy. Mężczyźni koszule z kołnierzem i guzikami. Do tego
najlepsze, bo przewiewne. Spodnie, które kiedyś miały kant, przewiązane
paskiem, albo sznurkiem.
Najważniejsze, żeby się trzymały. Dziś u nas, więc to
nam sąsiad pożycza konia do zaprzęgu.
W dłoniach
kanki z kompotem. Idą na pole za krzyżem. Dzieci na razie nie są potrzebne, ale
już wiedzą, co zapowiedziała im Babcia, że muszą pojawić się do zbierania
kłusek.
Kiedy
nadszedł moment żniw, z poczty oddalonej o 9 kilometrów od wsi moich Dziadków, ich
najmłodszy syn, który został na gospodarstwie, wysyłał do swojego rodzeństwa
telegram o tej samej treści.
- W sobotę
żniwa.
Albo
- W piątek
młockarnia
I nikt nic
więcej nie potrzebował. Nasz dom od wsi Dziadków dzieliło niewiele ponad 100
kilometrów, ale dotarcie do nich to była prawdziwa podróż, która trwała prawie
pół dnia. Pierwszy pociąg – 2 godziny. Stacja. Zwykle długie czekanie i kolejna
przesiadka. Następnym zaledwie 15 minut, ale za to w mieście powiatowym
czekania na co najmniej 2 godziny. Ze stanowiska 2b do wioski moich Dziadków
autobus odjeżdżał zaledwie kilka razy dziennie. Do tej pory czuję strach czy
wszyscy zabierzemy się autobusem, na który przecież tak długo czekamy…
Kiedyś prosto od młockarni, bo młóciliśmy całą noc, pojechałam do szkoły, do internatu, a w żniwa z siostrą modliłyśmy się o deszcz, chociaż o dzień oddechu od pracy, za co dostawałyśmy od mamy szturchańca: Wariatki, ludzie robią żniwo, pogoda potrzebna, a one chcą deszczu!
OdpowiedzUsuńA teraz parę godzin, gotowe zboże sypie się na przyczepę, gdzie tu cały romantyzm znojnych żniw? a umiesz, Babo, prowrósła robić i snopy wiązać? pozdrawiam serdecznie.
Kiedyś umiałam, nauczyła mnie tego Mama. A co do tego pierwszego wątku: pamiętam jak Mama opowiadała mi jak Dziadek w nieskończoność klepał kosę, żeby ona z siostrami sobie odpoczęły, a Babcia go popędzała:). Jak byłyście wykończone to trudno się dziwić, że marzyłyście o deszczu:) Jesteście usprawiedliwione:)
Usuńa ja najbardziej lubiłem zwożenie snopków do młócenia bo wtedy mogłem pojeździć traktorem :)
OdpowiedzUsuńJakby to powiedzieli na Wschodzie: "Maładiec!"
Usuń