poniedziałek, 11 sierpnia 2014

W sobotę żniwa. STOP


Zwięzły, konkretny i bez jakichkolwiek wątpliwości – tak brzmiał telegram, który bez względu na porę dnia przynosił do naszego domu listonosz. Zwykle była to połowa sierpnia. Ten moment niwelował wszystkie dotychczasowe plany. Liczyło się jedno - dotrzeć na czas do domu Dziadków.
Bardzo wczesny poranek. Wszyscy na równych nogach i szykują się do wyjścia. Kobiety nakładają chustki na głowy. Mężczyźni koszule z kołnierzem i guzikami. Do tego najlepsze, bo przewiewne. Spodnie, które kiedyś miały kant, przewiązane paskiem, albo sznurkiem. 


Najważniejsze, żeby się trzymały. Dziś u nas, więc to nam sąsiad pożycza konia do zaprzęgu.
W dłoniach kanki z kompotem. Idą na pole za krzyżem. Dzieci na razie nie są potrzebne, ale już wiedzą, co zapowiedziała im Babcia, że muszą pojawić się do zbierania kłusek.

Kiedy nadszedł moment żniw, z poczty oddalonej o 9 kilometrów od wsi moich Dziadków, ich najmłodszy syn, który został na gospodarstwie, wysyłał do swojego rodzeństwa telegram o tej samej treści.

- W sobotę żniwa.

Albo
- W piątek młockarnia


I nikt nic więcej nie potrzebował. Nasz dom od wsi Dziadków dzieliło niewiele ponad 100 kilometrów, ale dotarcie do nich to była prawdziwa podróż, która trwała prawie pół dnia. Pierwszy pociąg – 2 godziny. Stacja. Zwykle długie czekanie i kolejna przesiadka. Następnym zaledwie 15 minut, ale za to w mieście powiatowym czekania na co najmniej 2 godziny. Ze stanowiska 2b do wioski moich Dziadków autobus odjeżdżał zaledwie kilka razy dziennie. Do tej pory czuję strach czy wszyscy zabierzemy się autobusem, na który przecież tak długo czekamy…


4 komentarze:

  1. Kiedyś prosto od młockarni, bo młóciliśmy całą noc, pojechałam do szkoły, do internatu, a w żniwa z siostrą modliłyśmy się o deszcz, chociaż o dzień oddechu od pracy, za co dostawałyśmy od mamy szturchańca: Wariatki, ludzie robią żniwo, pogoda potrzebna, a one chcą deszczu!
    A teraz parę godzin, gotowe zboże sypie się na przyczepę, gdzie tu cały romantyzm znojnych żniw? a umiesz, Babo, prowrósła robić i snopy wiązać? pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś umiałam, nauczyła mnie tego Mama. A co do tego pierwszego wątku: pamiętam jak Mama opowiadała mi jak Dziadek w nieskończoność klepał kosę, żeby ona z siostrami sobie odpoczęły, a Babcia go popędzała:). Jak byłyście wykończone to trudno się dziwić, że marzyłyście o deszczu:) Jesteście usprawiedliwione:)

      Usuń
  2. a ja najbardziej lubiłem zwożenie snopków do młócenia bo wtedy mogłem pojeździć traktorem :)

    OdpowiedzUsuń