środa, 27 sierpnia 2014

Dodajemy barw do ponurego otoczenia


Każda czynność powodowała, że co rusz pojawiał się inny kolor. Po kilkudziesięciu minutach daleko mu było do tego pierwotnego, ale…

Będę mieć różę do pączków, kiedy spróbuję zmierzyć się z tym kulinarnym zadaniem. W ubiegłym roku, nawet dałabym sobie rękę uciąć, że jej nie było – dzikiej róży przy płotku prowadzącym od chałupy do studni. Tego lata wybiła się między wysokimi trawami. Nie można było tej okazji zmarnować.

Ale zaczęłam źle, od zrywania, zamiast poszukania w pierwszej kolejności przepisu na konfitury z dzikiej róży. Dlaczego, bo zerwałam płatki jak leci, a dowiedziałam się, że najlepiej płatki ścinać bez żółtych końcówek.

U mnie było za późno…
Usiadłam na progu, położyłam sobie na kolanach miskę z płatkami, wzięłam nożyczki i zaczęłam płatek po płatku pozbawiać je żółtej końcówki. Dobra lekcja cierpliwości, ale  o dziwo i cudem jakimś powiem nawet, że było całkiem przyjemnie.


Przygotowane płatki wrzuciłam do kwarty i zgodnie z przepisem dałam odmierzoną wodę i cukier. Zaglądałam do kuchni co rusz, żeby przemieszać i nie dopuścić do przywarcia. Dosłownie co kilka minut gotująca się masa na konfiturę przybierała inne barwy, na początku bardzo wyraziste, soczyste, potem coraz bardziej mdłe, ale podobno tak musi być. Teraz słoiczek czeka na półce, aż ja zdobędę się na odwagę.





Zdjęcia: Baba na wsi


9 komentarzy:

  1. Nie trzeba wcale obcinać tych białych części. U mnie nikt nie obcinał. Ani mama, ani mama mamy, ani mama babci.
    Dodałaś sok z cytryny?
    Ja wolę do pączków i róż karnawałowych konfiturę ucieraną z płatków. Tylko płatki, sok z cytryny, cukier. A na wierz w słoiczku odrobina spirytusy. Sa pyszne i nie psują się. A aromat....Boski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz brakowało mi takiej porady:). Tak dałam sok z cytryny. Będę pamiętać na przyszły rok i zrobię według Twoich zaleceń. Wielkie dzięki!!!

      Usuń
  2. Też robię na surowo, końcówki obcinam na bieżąco przy zrywaniu płatków, ponoć są gorzkie, ale wypróbuję sposób Owieczki, będzie mniej zachodu; potem do robocika z ostrzem, cukru sporo, bo konserwuje, sok z cytryny lub kwasek cytrynowy na kolor, miksowanie kilka minut i marmoladka najwonniejsza z wonnych gotowa; no i wielcem ciekawa degustacji domowo warzonego piwa, pewnie już odstało swoje, i co? ... jakie wrażenia na języku i podniebieniu?
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz Marysiu zapomniałam o piwie...:). Degustatorzy pierwszą partię oceniają jako orzeźwiającą, na upały - jest bardziej jasne. On robił już kolejną partię - nieco ciemniejsze i przyznam, że bardziej mi smakuje. W ogóle zupełnie inny smak niż ze sklepu, ale On jeszcze nie jest zadowolony z efektów i będzie dalej eksperymentować. Może ciut kwaskowate, ale domowe - to od razu lepiej smakuje:)

      Usuń
  3. a ja miastowa kobieta:): mogę tylko pozazdrościć:):

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My to pół na pół:), albo jedną nogą w mieście, drugą na wsi - na razie taki los...:)

      Usuń
    2. najważniejsze ,ze dążycie do tego czego chcecie....

      Usuń
    3. Powoli, małymi krokami i kto wie co nastąpi?

      Usuń