Albo władują nam słupy ze stali, dwuteowniki, wzmocnienia
podłużne, poprzeczne, zasypiemy część piwnicy i może pomoże. Odciąży walące się
ściany piwnicy i niepewny strop. Albo…
Koncepcja puki co jest tylko ta jedyna, a walący strop,
odpadające cegłówki ze ścian podtrzymujących pół domu śnią mi się po nocach.
Ale… mamy w końcu brukselską epikę (czytaj tutaj). A ona
jak się okazuje naprawdę potrafi:) Jeden rzut oka na strop i piwnicę sprawia, że mamy nową jedyną i słuszną
koncepcję i właściwie po chwili zapominam, że była inna. W końcu ta wydaje się
najprostsza i o chwała Ci – nie taka droga jak poprzednia! I jak tu się nie
cieszyć!
Brukselska ekipa postanawia:
- Tę i tę i jeszcze tę ścianę postawimy na nowo, strop
skujemy całkowicie i wylejemy nowy.
Przecieram oczy, na to jeszcze nie wpadł nikt.
To prawie koniec tego co my zrobiliśmy dla tego domu (mam
oczywiście na myśli demolkę). Będzie się robić poważnie bo koło chałupy
zaczynają się kręcić tacy co dobrze
znają się na robocie.
I czuję, że ten moment to radykalny przełom i dla nas i
dla chałupy.
Postępy widać w oczach. Zaczynam myśleć tylko dobrze, nie
mam koszmarów z chałupą w tle, pozytywnie:).
W kilka tygodni mamy nowe ściany w piwnicy, na jakiś czas
wielką otchłań w zimnej części chałupy. Dopóki nie powstanie tam nowy strop, po
tym rozwalonym, wejścia do małego żółtego pokoiku i komory, znajdujących się
nad piwnicą są zablokowane. Potem pachnie? świeżym betonem a w piwnicy mamy
szalunek podtrzymujący wylany strop.
Znikają spróchniałe bale z drugiej części domu, tej bez
podpiwniczenia. Przez dziesiątki lat leżały bezpośrednio na ziemi i teraz nie
nadawały się już do niczego. Chociaż i tak szkoda mi ich wyrzucić na kupę, rosnącego
przed domem w błyskawicznym tempie gruzowiska.
Na koniec przychodzi czas na werandę. I kiedy inni
dowiadują się, że idzie do rozbiórki nie mogą uwierzyć, że chcemy to zrobić.
Tutaj na szczęście nie mamy rozterek. Ta wąska, nieprzyjemna,
podparta na jednym betonowym slupie i dwóch cegłówkach konstrukcja nie posłuży
nam zupełnie do niczego. A właściwie to nawet strach tam stanąć, bo kto wie,
może i można runąć z deskami w dół.
Jej jedyna zaleta to ładny wygląd z zewnątrz, ale to
niestety za mało.
Wszystkie okna z werandy trafiają do stodoły i mam
nadzieję posłużą mi do prowizorycznej szklarni, którą zamierzamy zrobić w tym
roku. I liczę, że chmury i niebo nadal będą się w nich tak pięknie odbijać
A tak:) to jest jeszcze druga zaleta
tej nieistniejącej już werandy:)
Zdjęcia On
o jeny, szkoda tej werandy... bez okien były taras, ale na tym jednym słupku to faktycznie strach, będziecie myśleli o tarasie? czy takiej werandzie raz jeszcze czy goła chałpina zostanie...
OdpowiedzUsuńBez werandy nie ma mowy. Jak to tak bez kawy na werandzie czy na tarasie:). Dobrowolnie byśmy się tego nie pozbawili. Mamy już drewno, składuje się. Teraz pomysł czeka tylko w kolejce na realizację:)
OdpowiedzUsuń