Lecą równo... decha, za dechą, aż w końcu nie zostaje dosłownie nic.
Przez wyrwane ściany, podłogi i prąd tylko w jednej izbie i dzięki temu, że jest lato (2013) przenosimy się do stodoły.
Trafiają tam zwiezione niedawno łóżka dla gości, lodówka, stoły, krzesła i kredens z domu Dziadków Onego.
Trafiają tam zwiezione niedawno łóżka dla gości, lodówka, stoły, krzesła i kredens z domu Dziadków Onego.
Na sąsieku mamy jeszcze kostki sprasowanej słomy, które
się nam przydają i służą za siedziska
przy ognisku. W kątach powciskane różne skarby – grabie, łopaty, motyki, widły,
stara narta po byłych właścicielach znaleziona na strychu.
Jednego dnia wchodzę do stodoły i widzę jak On trzyma głowę
w kredensie i po chwili ją wyjmuje.
Pytam zaskoczona:
- Co robisz?
On:
- Wącham. W środku pachnie domem moich Dziadków.
Kilka miesięcy później odwiedzam dom rodzinny mojego
Taty. Dostajemy na drogę kawałki ciasta zapakowanego w szary papier i foliową torebkę.
W drodze On prosi mnie o kawałek.
Otwieram torebkę i czuję to samo co On kilka miesięcy
temu: zapach domu moich Dziadków.
Zdjęcia On i Baba na wsi
babo ty jak już coś napiszesz .... wspomnienia z lat dzieciństwa powracają :) wierny czytelnik Jerzy
OdpowiedzUsuńTo fajnie, że nie tylko Baby i Onego:)
OdpowiedzUsuńPięknie masz , powodzenia
OdpowiedzUsuń