- Ty ktoś chce nam podrzucić psa - mówię cicho do Onego,
żeby nie spłoszyć faceta, który przywiązuje sznurkiem psa do sosny przy naszym
obejściu.
Jest środek lata. Robimy coś przy domu.
W pierwszym momencie mnie zatyka, jestem zdezorientowana
i nie wiem co robić. Obserwujemy. Facet przywiązuje psa, a ja gdyby się tylko
próbował oddalić byłabym gotowa wyskoczyć do niego jak ze sprężyny. Nie jestem
pewna czy nas widzi bo od strony drogi, tam gdzie właśnie stoi jest duża
gęstwina krzaków i drzew. Chyba jednak widzi bo między gałęziami widzę jak porusza
głową i próbuje coś dojrzeć, a w końcu siada w kucki i patrzy co robimy.
- Dzień dobry – krzyczę i pytam czy jest może byłym
właścicielem domu (My kupiliśmy go od pośrednika). Widać nie słyszy bo przebija
się przez krzaki i podchodzi do nas. Kaszkiet na głowie, robocze spodnie,
gumowce, marynarka i papieros w ustach.
Nie jest właścicielem, jest dalszym sąsiadem.
- Sczepienie we wsi – mówi. Nie zauważa naszych zdziwionych
min. – Weteryniarz przyjeżdża. Na górce, to tutaj zbiórka – dodaje.
Domyślamy się wreszcie, że będzie szczepienie psów. Tym
bardziej, że powoli schodzą się kolejni sąsiedzi z psami przywiązanymi na
sznurkach.
Za chwilę zajeżdża samochód, pojawia się weterynarz i
asystentka. Przy drodze organizują sobie prowizoryczny gabinet. Wyciągają z samochodu
niskie stołeczki, miskę i karnister z wodą. On wlewa wodę do miski. Zakasowuje
rękawy, porządnie myje ręce i zaczyna szczepienie. Ona siada na stołeczku, na
kolanach rozkłada zeszyt formatu A4 w twardej obwolucie i skrupulatnie zapisuje
dane każdego właściciela, który szczepi psa.
Na weekend mamy Bukunię.
Wysyłam do jej właściciela sms-a: „We wsi jest szczepienie psów,
skorzystaliśmy z okazji:) i uznaję to za dobry żart. W mig otrzymuję odpowiedź,
w której da się wyczuć zaniepokojenie. Żartów jednak nie ma więc szybko
prostuję, żeby dostać jeszcze kiedyś Bukunię na weekend.
Zdjęcie On, a na zdjęciu Bukunia, która czasem, niestety musi być przywiązana...
tak na wsiach wygląda szczepienie, widziałam osobiście kiedyś, ale ciekawa historia babko :)
OdpowiedzUsuńRobi wrażenie, przynajmniej pierwszy raz:)
OdpowiedzUsuńw podkrakowskich miejscowościach też sie tak szczepi psiaki :P
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Bardzo praktycznie:)
OdpowiedzUsuńNa mojej wsi wyglądało podobnie, ale wtedy nagle większość psów i właścicieli gdzieś znikała , więc teraz weterynarz chodzi od chałupy do chałupy licząc, że schowany pies zacznie szczekać i się wyda, że jest :/ . Nie rozumiem ludzi, bo szczepeinia są bezpłatne (gmina opłaca), a wkoło mnóstwo dzikiej zwierzyny...
OdpowiedzUsuńNie widziałam bezpłatnych szczepień. Obecnie koszty takiego wiejskiego to ok 25zł za burka. Jak ktoś burków ma 4 to jak zaszczepi jednego to już coś, później ważna jest karteczka...
UsuńWynika z tego, że pewnie wszystko zależy od decyzji gminy. Są takie, które zdecydują się na zapłacenie za szczepienia, inne nie. Tak mi się wydaje.
Usuń