sobota, 26 lipca 2014

Tym razem będzie to wybuch smaku:)


Przyszła brioszka okazała się dla mnie łaskawa. Nie wybuchła, ba nawet nie ruszyła się z miejsca. 
Ale w kuchni zastał nas wieczór, bo po wyjęciu z lodówki i zagniecenia na nowo ciasto musiało postać w ciepłej kuchni 2 godziny. Ale to jeszcze nie koniec. Po tym czasie, chyba samo ciasto było już wymęczone, bo urosło nie tak znowu dużo. Tak jak przeczytałam, miałam wrzucić do niego owoce. Ja dorzuciłam borówki amerykańskie, które dostaliśmy wcześniej od Onego kuzyna. 

Ponownie, ale tym razem zagniotłam bardzo delikatnie. Włożyłam do brytwanek. Oczywiście "poszłam na ilość" i zrobiłam podwójną porcję i chyba na szczęście. Bo jakby po robieniu przez dwa dni, brioszka miała zniknąć w ciągu paru minut to chyba poczułabym się jednak nieswojo.

Musiałam jeszcze odczekać, a dokładnie 90 minut i wreszcie włożyć Brioszkę do pieca.Więcej nie ma co pisać. Lepiej popatrzeć.

Smakuje tak jak wygląda:) Bardzo delikatne.



Zdjęcia Baba na wsi


2 komentarze:

  1. No tak, napatrzyłam się już rano, a efektem tego patrzenia było ciasto drożdżowe z rodzynkami; to tak przy okazji, bo piekłam chleb; i to było dobre natchnienie, bo drożdżówka już prawie zniknęła, leciutka, puszysta i pyszna; dobrej nocy, Babo, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drożdżowe zawsze szybko zniknie:) Pozdrawiam Marysiu!

      Usuń