piątek, 25 lipca 2014

Do czego potrzebuję miasta?


Potrzebuję ławkę, krawężnik, skwer, przystanek autobusowy, autobus, tramwaj, kawiarniane krzesło – cokolwiek na czym mogę usiąść. Chociaż na chwilę, ale kiedy idę to też wystarcza, tylko mam mniej czasu.
Wystarcza do tego, żebym mogła popatrzeć na kogoś, kogokolwiek. Wystarczy mały drobiazg, nawet na pierwszy rzut oka niezauważalny, jeden ruch, gest, spojrzenie, a ja zaczynam myśleć…

Kiedy ja siedzę w tramwaju, ją zauważam biegnącą chodnikiem. Na początku mam ją daleko przed moimi oczyma, potem zrównuję się z nią, aż wreszcie tramwaj zostawia ją za sobą i tracę ją z oczu. Zastanawiam się:

- Dlaczego biegnie?

Oceniam, ma powyżej 40, jest przejęta, czy tylko skupiona na biegu i dlatego ma tak poważny wraz twarzy. Wygląda na samotną, bezradną, spragnioną. Biegnie bo właśnie dowiedziała się, że jej mama zasłabła i jest sama w domu? Zadzwoniła tylko do niej i nie chce wezwać pogotowia. Mam nadzieję, że ma blisko do tego domu mamy, bo zaczyna jej brakować tchu.

Zatapiam się w wyobrażaniu historii jej życia, kiedy nagle widzę ją w moim tramwaju. Biegła na przystanek. Przechodzi obok, zbliża się do mężczyzny. Ja błyskawicznie dostosowuję się do sytuacji, zmieniam bieg jej  życia. Jeszcze kilka minut, po gestach, zachowaniu  oceniam ich relację. Nie to nie jest ktoś dzięki komu jej wyraz twarzy zupełnie się zmieni. Pozostaje obojętna.

Albo:
Na ulicy dużego, turystycznego miasta zauważam kobietę, lekko pochyloną do przodu, siwe włosy zakryte chustką. Do przechodzących obok niej wystawia plastikowy kubek. Próbuję dojrzeć jej twarz i liczę, że dzięki temu dowiem się czy rzeczywiście jest zagubiona, porzucona i bezradna. Jeśli tak to co wygoniło ją ze swojego miejsca do życia, że stoi tutaj, nie rozumiejąc co się do niej mówi, z dala od krewnych. Podchodzi do nas. Mówi w języku nam nieznanym, ale nie widzę bezradności. Wręcz przeciwnie. Jakiś wrodzony spryt, przeszywający wzrok, który bardzo wyraźnie daje nam do zrozumienia, że mamy czuć się źle, tak my wszyscy, że ona znalazła się w takiej sytuacji.  

Inne
Tę starszą parę w samochodzie widzę niemal zawsze kiedy przejeżdżam każdego dnia, o tej samej porze tą samą ulicą.
On za kierownicą, ona w okularach, pali papierosa. Oboje patrzą w jednym kierunku. Wyglądają jakby na kogoś czekali od dłuższej chwili. Nie, nie umówili się z nikim. Czekają aż wyjdzie, nie wiem skąd.
Może czekają na swoje jedyne dziecko. Wyglądają na konserwatywnych, zaciętych. Któregoś dnia ich dziecko zrobiło coś co przyniosło im wstyd na osiedlu. Wyrzucili. A teraz rozumieją, że ich życie jest puste, nieważne. Ich dziecko jest zawzięte, jak oni. Wychodzi i widzi ich każdego dnia, jak patrzą tęsknym wzrokiem i wyłapują każdy moment. Potem tak samo, o tej samej porze, przy tej samej ulicy – zaparkują. Ona zapali papierosa, otworzy szybę w drzwiach i będą patrzeć w tym samym kierunku. W końcu wyjdzie. To musi wystarczyć im do następnego dnia.
Mija już drugi rok kiedy ich tak widzę, bezradnych. Myślę:

- Kiedy wreszcie przejadę, a ich nie będzie?


Potrzebuję otoczenia - do patrzenia, spostrzegania, zauważania, pobudzania wyobraźni, budowania historii emocjonujących, dramatycznych, histerycznych, tematycznych, prozaicznych…

p.s.  To nie jest mój nałóg. Historie buduję od czasu do czasu:)





Zdjęcia On i Baba na wsi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz