Wreszcie
możemy otworzyć okna, a dzięki temu tumany kurzu w miarę szybko wydostają się
na zewnątrz. Mimo to bez masek się nie da. Ciężko oddychać, pył jest tak duży, że już po półgodzinie cała maska na twarz po zewnętrznej
stronie jest czarna. Jest kwiecień tego
roku, a my przenosimy się z robotą na drugą stronę domu.
Żółty pokoik
już prawie w całości jest gotowy. Z dużym trudem, ale udaje nam się uporać z usunięciem
ze ścian gliny zmieszanej ze słomą. Sień też już może czekać na remont
prawdziwej ekipy, więc zabieramy się za pokój.
W pierwszym
rzucie idą ściany z płyty pilśniowej. Identyczne jak na części ścian w
sieni. Przy robocie kurzy się niemiłosiernie. Zakładamy maski i na szczęście
jest na tyle ciepło, ze możemy otworzyć okna. On zrywa płyty, a ja to walę młotkiem – do rozmiękczenia gliny znajdującej
się między belkami, to manewruję łomem, żeby ją wydłubać. Z gliną idzie opornie,
powolutku, ale zrywanie płyt to spektakularne widowisko:)
Tutaj przeczytasz o początkach remontu:)
Zdjęcia On
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz