Może nie
tyle, że byłam przeciwna, ale nastawiłam się sceptycznie. Nie pasował mi w tym
miejscu, ale On przekonywał mnie, że będzie inaczej.
Ja
wyobrażałam sobie, że ten najważniejszy obok pieca element naszej kuchni będzie
w 100 procentach z drewna i będzie dużo starszy niż ten, z domu Dziadków Onego.
Ale jedyny kredens, który mieliśmy to ten przywieziony właśnie z ich domu.
Innego nie było. Postał trochę w stodole i chyba powoli zaczęłam się do niego
przekonywać. Tym bardziej, że On miał koncepcję na jego odnowę.
Zaczęło się od
szorowania. Bo jego czekanie w stodole było na tyle długie, że niemiłosiernie
obrósł kurzem. Ja nie miałam udziału żadnego, no może tylko taki, że
wyszorowałam jedną część i zaglądałam do stodoły jak On zajął się nim na dobre.
Słyszałam odgłos szlifierki, a tak to w sumie wielką ciszę.
Aż w końcu
On poszedł po sąsiada i dzięki jego pomocy kredens stanął na miejscu:).
Siedzę
naprzeciw niego i już wiem, że On miał rację.
Oj miał On rację, miał! :) Świetnie wygląda po odnowieniu! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny! Cudo po prostu! :)
OdpowiedzUsuńCudny!!! Też mam taki :)
OdpowiedzUsuńMacię niezaprzeczalną rację:)
OdpowiedzUsuńMacię niezaprzeczalną rację:)
OdpowiedzUsuńI ja mam taki w chatce, ale zostawiony w kolorze drewna, po odarciu z warstw farby; miodek w słoikach??? pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJabłuszka Marysiu:)
UsuńPrzypomina mi lata mojego dzieciństwa, /a minęło mi już 70 lat/ lata beztroski i swobody. Dobrze, że takie meble nie lądują w piecu, bo przecież nie tylko mogą jeszcze służyć, ale potrafią i wzruszać. Pozdrawiam! And.K.
OdpowiedzUsuńI dać jeszcze tyle wspomnień!
UsuńOjej, ja też pamiętam takie kredensy. W latach 60-tych chyba nie było innych. Tylko takie! Bardzo, bardzo mi się podoba! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń