wtorek, 22 września 2015

Wyczekał się w stodole i wreszcie zamieszkał w kuchni:)

Może nie tyle, że byłam przeciwna, ale nastawiłam się sceptycznie. Nie pasował mi w tym miejscu, ale On przekonywał mnie, że będzie inaczej.


Ja wyobrażałam sobie, że ten najważniejszy obok pieca element naszej kuchni będzie w 100 procentach z drewna i będzie dużo starszy niż ten, z domu Dziadków Onego. Ale jedyny kredens, który mieliśmy to ten przywieziony właśnie z ich domu. 
Innego nie było. Postał trochę w stodole i chyba powoli zaczęłam się do niego przekonywać. Tym bardziej, że On miał koncepcję na jego odnowę. 
Zaczęło się od szorowania. Bo jego czekanie w stodole było na tyle długie, że niemiłosiernie obrósł kurzem. Ja nie miałam udziału żadnego, no może tylko taki, że wyszorowałam jedną część i zaglądałam do stodoły jak On zajął się nim na dobre. Słyszałam odgłos szlifierki, a tak to w sumie wielką ciszę.
Aż w końcu On poszedł po sąsiada i dzięki jego pomocy kredens stanął na miejscu:).


Siedzę naprzeciw niego i już wiem, że On miał rację.


10 komentarzy:

  1. Oj miał On rację, miał! :) Świetnie wygląda po odnowieniu! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Macię niezaprzeczalną rację:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Macię niezaprzeczalną rację:)

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja mam taki w chatce, ale zostawiony w kolorze drewna, po odarciu z warstw farby; miodek w słoikach??? pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przypomina mi lata mojego dzieciństwa, /a minęło mi już 70 lat/ lata beztroski i swobody. Dobrze, że takie meble nie lądują w piecu, bo przecież nie tylko mogą jeszcze służyć, ale potrafią i wzruszać. Pozdrawiam! And.K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej, ja też pamiętam takie kredensy. W latach 60-tych chyba nie było innych. Tylko takie! Bardzo, bardzo mi się podoba! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń