On robi
zdjęcia, kiedy Ona wychodzi z małego sklepiku i od razu:
- Mi nie
robić, bo mam 70. Jakbym 50. miała to można by było. Prababcią jestem…
Kiedy zbliżam
się do nich już ze sobą zaczynają rozmawiać. Stoimy na drodze prowadzącej do
kościoła. Jaśliska, jeden z głównych
bohaterów „Wina truskawkowego”, filmu, o którym już wspominałam (czytaj tutaj).
- Mam dwoje
dzieci – dochodzi do mnie. – A pochwalę się w Ameryce byłam. Piętnaście lat
temu, na dwa lata. Do męża siostry. Dobrą robotę miałam w hotelu. Dobrze mi tam
było – słyszymy.
A właściwie
to już tylko ja, bo słucham z zainteresowaniem. A, że mamy mało czasu na
przerwę w Jaśliskach, On idzie dalej fotografować.
My, małymi krokami w kierunku jej domu.
Wróciła, bo
syn chciał się, żenić, ale z przyszłą synową powiedzieli:
- Zaczekamy
aż, wrócisz. Bez ciebie wesela nie będzie.
- Ale wystraszyłam
się, jakby się przez to czekanie, przeze mnie rozpadli? To wie Pani, zaraz
wróciłam. Choć nie do końca chęci jeszcze miałam.
Dzieci ma
dwoje, wnuki i prababcią jest. Niedawno 50 rocznicę ślubu mieli. Dzieci nic nie
kazały robić. Mszę zamówiły. Było pięknie.
- Na herbatę
zapraszam – mówi, kiedy kończy podawać mi przepis na amoniaczki, żaden tam z
książek kucharskich. Jej. Sprawdzony, po mamie.
Staram się
dobrze wszystko zapamiętać. Robiłam raz z przepisu i nie były takie jak pamiętam
z dzieciństwa.
- Zawsze kiedy
wnuki przyjeżdżają, pytają: A babciu amoniaczki upiekłaś? Takie pyszne - Tak im
smakują.
Musimy iść,
a ja chcę jeszcze zajrzeć do kościoła, gdzie na jednej ze scen „Wina
truskawkowego” Kościejny stoi przed ołtarzem, a za nim cała wieś w ławkach.
Coś inaczej
jakby, coś się nie zgadza. Sprawdzamy w filmie.
Acha, ołtarz
w remoncie.
- Jak dziś
nie możecie to następnym razem zapraszam – słyszymy jeszcze na koniec. Wiecie
jak się nazywam, parę domów za kościołem mieszkam.
Okrążamy
senny rynek. Kilka sklepów, W samym środku placu opuszczone budynki, przy
jednej z chałup na progu zeszło się trzech chłopów. Piwo piją. Odjeżdżamy.
P.s. Udanego
długiego weekendu. Kto lubi - sennego i leniwego jak w Jaśliskach.
Zdjęcia: Baba i On
Nigdy nie byłam w Jaśliskach, tu jakby zatrzymał się czas; w takich miejscach zawsze pytam męża, mieszkalibyśmy tutaj, prawda? i zawsze odpowiedź jest twierdząca; kiedyś, Babo, napisałaś, że Pogórze jest Ci bliskie, uchyl rąbka tajemnicy; pozdrawiam, będzie sennie, weekendowo, i troszkę muzycznie, bo może na Rozsypaniec w Cisnej uda nam się wyskoczyć.
OdpowiedzUsuńMarysiu tyle historii tutaj na blogu wokół domu mojej Babci - to na Pogórzu - najcudowniejszym miejscu wspomnień! Jesteśmy krajanki:)!
UsuńMarysiu wstąpcie do sklepu abc w Cisnej, może traficie na tego starszego Pana, a którym pisałam kilka dni temu:). Bardzo mocno pozdrawiam i udanego leniwego, aktywnego odpoczywania!
Dobrze jest używać w życiu "obiektywu makro”. Jak wy. Fascynujące są te historie. Wokół naszej chałupy też sporo. Strasznych i zabawnych. Czasem udaje się napisać ale czasem trzeba je na razie zachować dla siebie. Cały czas myślę jak tu prywatność ludzi pogodzić z możliwością opowiedzenia tych niezwykłych historii. Ale pewnie borykacie się z tym samym... :)
OdpowiedzUsuńOj, żebyś wiedziała. Wiele nie ujrzy światła dziennego właśnie z tego powodu, dla uszanowania prywatności...
Usuńdwadzieścia pięć lat - taki czas wyznaczyłam tej prywatności. Przecież jeśli zrobiło się jakąś głupotę tak dawno to już można się z tego śmiać.
UsuńWiesz, nieświadomie może i ja trzymam się tej zasady, bo w końcu piszę tu o innych z moich dawniejszych czasów. A te współczesne to aż żal - zapisać i czekać tyle lat...:)
Usuń