poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Cywilizacyjny skok


Trzeba by się naprawdę porządnie zastanowić, żeby znaleźć odpowiednie porównanie do tego co było i tego co jest. Pierwsza myśl: - To jest jak podróż w kosmos – osiągnęliśmy to co przez tak długo było nieosiągalne. Ale po chwili pomyślałam, że to jednak przesada, a i analogii jednak żadnej nie ma. Patrząc na to przez pryzmat historii trochę o nią łatwiej. No więc mimo, że średniowiecze od współczesności dzielą setki lat, to u nas ta czasowa bariera skróciła się do jednego dnia.

Jeszcze „wczoraj” wystawialiśmy się na pogodę i niepogodę i szalejący w przybytku wiatr, albo zaduch. A dziś? Dziś myślimy kiedy ze środka naszego podwórka pozbędziemy się zasłużonego dla wszystkich, ale zdecydowanie niechcianego w tym miejscu -  wychodka.

Dokonało się długo wyczekiwane. Mamy oczyszczalnię! A miejsce gdzie została zamontowana zostało zwieńczone przeprawdziwym żonkilem. Panowie z ekipy, która wkroczyła na nasze podwórko, a dzięki temu radyklanie podniosła nam jakość w niektórych dziedzinach życia, okazali się bardzo wrażliwi na otoczenie. Na trasie ich wykopów znalazł się żonkil, którego z dużym kawałem ziemi wycięli, a po zakończeniu prac umieścili centralnie przed pierwszą pokrywą oczyszczalni.


Że temat jest mało nośny dodam tylko, że żal mi tylko jednego. Wychodzenia w piżamie na mróz – i błyskawicznego powrotu do wygrzanej chałupy po załatwieniu spraw oczywistych:  w ulubionym zestawie, gumofilcach Onego (bo szybciej się zakładają), cieplutkim, czerwonym szlafroku w duże grochy od A.G.K. (dzięki Dziewczyny) i zielonej kurteczce odkupionej kiedyś od współlokatorki. 


Niedługo zniknie ze środka podwórka:)

6 komentarzy:

  1. A co z wędzarnią?

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie...:) Nowatorski pomysł jednego z gości o lokalizacji wędzarni nie przyjął się u gospodarzy. Ale uspokajam - będzie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę niefortunna lokalizacja, prawie na środku podwórka, bo gdyby była gdzieś z boku, można by ją zostawić; nie likwidujemy naszej drewnianej sławojki z serduszkiem w drzwiach, bo ona jest z widokiem, na zapotoczne łąki, korzystamy z niej na okrągło, mimo tronu w chatce; tak, tak, znam mróz szczypiący w tyłek, albo egipskie ciemności z czołówką, ale to tylko dodaje kolorytu pobytom chatkowym; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Ci, że żal mi będzie. Tylko właśnie ta lokalizacja. I tak jak piszesz, słąwojka na zewnątrz dostarcza tylu emocji, hihih. U mojej babci był też z pieknym widokiem na ogród i strumyk w dole. Uwielbiałam to miejsce, hihih:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mario, z czołówką to z czołówką. A co było robic w czasach, gdy czołówek nie było?
    Ale: Jak "przyszłam" na moją wieś, to zamieszkałam w wynajętym pokoju. Dom nowy, murowany. Ale wygódki nie było! Należało iść do zwierząt. Dla mnie to było duuuże przeżycie! Nie żebym zwierząt nie lubiła...

    OdpowiedzUsuń
  6. To teraz mi przypomniałaś, że u Babci w dzieciństwie jak było zimno to szło się właśnie do obory za potrzebą:). Całkiem o tym zapomniałam. Nie oszukujmy się wychodek fajny, ale jak się na wieś dojeżdża, jak się mieszka to już nie jest to taka atrakcja:)

    OdpowiedzUsuń