niedziela, 2 lutego 2014

Na rozdrożu


Udaje ci się wreszcie TEGO doczekać i aż trudno ci w to uwierzyć. Mimo to bardzo powoli, zupełnie niepostrzeżenie, małymi strumieniami z każdej strony zaczyna cię atakować, coś czego zupełnie się nie spodziewałaś…
Każda zmiana, zdzieranie ścian, wyrywanie podłóg, decydowanie o tym co w chałupie (którą wreszcie masz) zmienić, a co zostawić, powoduje, że zaczynasz się bać. Bać tego, że jedna decyzja może sprawić, że po prostu przestaniesz lubić ten dom… Bo stanie się inny niż się spodziewałaś.

Kiedy pierwszy raz do niego wchodzisz, wydaje Ci się, że z tego co w nim pierwotne, co stanowi o jego charakterze zostawisz na zawsze, ale im dalej z remontem, tym bardziej przekonujesz się, że to niemożliwe.

I musisz pogodzić się z tym, że to nie ty stawiasz warunki, nie ty decydujesz o wszystkim. A spostrzegasz, że musisz się do tej chałupy ze względu na jej stan (i nie oszukujmy się – zasobność portfelaJ) ze swoimi planami dostosowywać.

I z tego co zakładasz na samym początku zostaje już naprawdę niewiele.
Patrzysz na wszystko co wokół – i myślisz: czy tak chciałam? I wiesz, że nie bo marzyło ci się, że w środku chałupy gdzie się tylko da to zostaną bale i wyobrażałaś sobie na ich tle w kuchni biały kredens, już widziałaś na strychu mały przytulny pokoik, piękne surowe drewno w łazience…

A masz...?
Na szczęście dzięki ważnym da ciebie osobom – słyszysz, że masz:
- Stan przejściowy i mimo, że nie będzie tak jak myślałaś, to zrobimy razem wszystko, żeby tam gdzie wiejskość na chwilę uciekła, w swoim czasie i odpowiednimi zabiegami po prostu wróciła…

Bliscy dziękujęJ

Zdjęcia On

14 komentarzy:

  1. Płakałam przy zakładaniu c.o.. Krzywiłam się z obrzydzeniem nad blachodachówką. W kwestii dachu, zadecydował głównie ciężar pokrycia, gdybyśmy się zdecydowali na dachówki, konieczna byłaby wymiana CAŁEJ więźby, a na to nas już nie było stać. Poza tym, zamieszkaliśmy w domu, w dniu zakupu. W takim jaki był. Wszystko, co było robione, to już z nami w środku, a to naprawdę wiele zmienia.
    No i teraz mamy misz-masz. Stuletnie piece kaflowe i białe grzejniczki pod parapetami, które po latach, nie powodują u mnie odruchów zwrotnych :) Mamy kuchnię kaflową i kuchenkę elektryczną. W sieni, ukrytą małą gazóweczkę. Życie na wsi nauczyło nas, że najlepiej mieć alternatywne rozwiązania w kwestiach kluczowych, czyli ogrzewania, gotowania, grzania wody. Może spróbujcie nie robić zbyt wielu rzeczy nieodwracalnych. Może uda się zachować to i to.
    Zaglądałaś może do Jolinkowa? Może Jola doradziłaby coś, w kwestii zachowania walorów i klimatu chaty z bali, w połączeniu z wymogami współczesnego życia. Mieszka w takim domu wiele lat, przyjmuje gości.
    My mieszkamy w czerwonoceglanym poniemieckim. Niestety nie wiem nic o drewnianych domach.
    Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze raźniej, jak masz świadomość, że nie ty jedyna się szarpiesz z myślami i masz tyle dylematów:). Więc dziękuję, że napisałaś! Niedawno trafiłam do Ciebie i bardzo bliski jest mi Twój sposób postrzegania tego co wokół!
    Jolinkowo też zaczęłam odwiedzać i jak patrzę na to czego Jola dokonała, to jestem naprawdę pełna podziwu:). Dom ideał! Jesteśmy już w kontakcie i zamierzam ją przepytać na każdy temat (Jola strzeż się:)), nie tylko dla prywaty:). Życie zaskakuje prawda, bo nigdy nie spodziewałabym się tylu rozterek i dylematów.po kupnie wymarzonego domu...Ale my nie damy rady?! Ściskamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam u Joli. Jest nawet piękniej, niż na zdjęciach.
      Nasz domek jest inny, ceglany, ma niewiele ponad 80 lat, takie niemieckie socjalne budownictwo. Trzeba było w zasadzie wszystko wymienić. Zostały belki stropowe, parapety, schody do piwnicy. Reszta to było próchno. Okien oryginalnych też nie było, więc zrobiliśmy nowe takie, jak te zastane, schody odtworzyliśmy takie jak były. Zamiast pieca kaflowego jest kominek, a z kafli piecowych kuchenny piec na drewno, bo zastana maleńka angielka była zdezelowana dokumentnie. Jest inaczej, ale klimat myślę podobny. Pewnych rzeczy nie da się uniknąć, chyba, że buduje się skansen.
      Dacie radę! Pozdrawiam

      Usuń
    2. No mi to się marzył własnie skansen:) Ale okazuje się, że to jednak niemożliwe, hihih.
      Jak piszesz to widzę, że też mieliście full roboty. Fajnie, że są tacy ludzie jak Wy. Dzięki temu za jakiś czas, następni po nas zobaczą na żywo jak mieszkało się kiedyś:)

      Usuń
    3. Też lubię skanseny. Wnętrze domu to prawie skansen jest i życie prowadzę takie, że spokojnie dałabym radę w X IX-wiecznej wsi. I to mi musi wystarczyć.

      Usuń
  3. To chyba daje dystans do tego co teraz oferuje życie i łatwiej wyłapać to co w rzeczywistości nie jest nam potrzebne, ale za to inni wmawiają nam, że bez tego się nie obejdziemy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tez chciałam mieć skansen, ale po roku mieszkania założyłam centralne gazowe. Moje ręce nie wytrzymały noszenia ciężarów i palenia w 4 piecach.

    Teraz od miesiaca jestem w miescie i rehabilituję ręce, zeby dalej móc tam mieszkać.
    Bez łazienki też horror. Niestety trzeba myśleć też o starosci. Mozna się przyzwyczaić do "prymitywu", ale trzeba tez pamietać o zdrowiu.Albo potraktować ten dom jako miłe miejsce na wiosenno letnie wakacje. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. PS Wszystkie piece zostawiłam i czasem dla zabawy, a także oszczędności grzeję sobie w piecach lub pod kuchnią.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ulka czekałam na Twój głos tutaj:) Pamiętałam jak przy okazji innego posta pisałaś właśnie o tym wszystkim. Dzięki! Mam nadzieję, że z rękoma już trochę lepiej:). Udanej rehabilitacji!

    OdpowiedzUsuń
  8. Robić swoje i kochać to co zrobione. Nie zastanawiać się później, że mogło być tak czy siak, no bo po co? :-) pozdrawiam D.W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tego się trzymajmy:)! Dobrze pisałam, że jesteś specjalistą od stawiania, jakże trafnych, kropek nad "i"

      Usuń
  9. Nie tylko Ty stoisz na rozdrożu, i w dodatku na tym się nie kończy, bo potem też widać różne dróżki i ścieżki.
    Ja też mam potworny dylemat z ogrzewaniem, wymyśliłam, że przygotuje instalacje i ......nie podłączę, może to śmieszne w tym kraju, ale tu z kolei wewnątrz jest często zimniej niż na zewnątrz. Teraz praktycznie codziennie wybieram między tym co ładne a tym co wygodne, tym co tanie i wystarczające, a tym co niebotycznie drogie ale piękne. Łatwo nie jest, tylko czasem bywa łatwiej. Pozdrawiam serdecznie na trudnej drodze wyborów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też pozdrawiamy! I oby tych bolesnych było jak najmniej:)

      Usuń