wtorek, 4 lutego 2014

Brukselska ekipa


Albo władują nam słupy ze stali, dwuteowniki, wzmocnienia podłużne, poprzeczne, zasypiemy część piwnicy i może pomoże. Odciąży walące się ściany piwnicy i niepewny strop. Albo… 
jak nie, to w sumie nie wiadomo co robić, przynajmniej na razie.
Koncepcja puki co jest tylko ta jedyna, a walący strop, odpadające cegłówki ze ścian podtrzymujących pół domu śnią mi się po nocach.

Ale… mamy w końcu brukselską epikę (czytaj tutaj). A ona jak się okazuje naprawdę potrafi:) Jeden rzut oka na strop i piwnicę sprawia, że mamy nową jedyną i słuszną koncepcję i właściwie po chwili zapominam, że była inna. W końcu ta wydaje się najprostsza i o chwała Ci – nie taka droga jak poprzednia! I jak tu się nie cieszyć!

Brukselska ekipa postanawia:
- Tę i tę i jeszcze tę ścianę postawimy na nowo, strop skujemy całkowicie i wylejemy nowy.
Przecieram oczy, na to jeszcze nie wpadł nikt.

Robota zaczyna się w środku lata (2013) i jestem już spokojna. Druga ekipa będzie mogła zacząć bez opóźnień.
To prawie koniec tego co my zrobiliśmy dla tego domu (mam oczywiście na myśli demolkę). Będzie się robić poważnie bo koło chałupy zaczynają się kręcić  tacy co dobrze znają się na robocie.

I czuję, że ten moment to radykalny przełom i dla nas i dla chałupy.
Postępy widać w oczach. Zaczynam myśleć tylko dobrze, nie mam koszmarów z chałupą w tle, pozytywnie:).

W kilka tygodni mamy nowe ściany w piwnicy, na jakiś czas wielką otchłań w zimnej części chałupy. Dopóki nie powstanie tam nowy strop, po tym rozwalonym, wejścia do małego żółtego pokoiku i komory, znajdujących się nad piwnicą są zablokowane. Potem pachnie? świeżym betonem a w piwnicy mamy szalunek podtrzymujący wylany strop.

Znikają spróchniałe bale z drugiej części domu, tej bez podpiwniczenia. Przez dziesiątki lat leżały bezpośrednio na ziemi i teraz nie nadawały się już do niczego. Chociaż i tak szkoda mi ich wyrzucić na kupę, rosnącego przed domem w błyskawicznym tempie gruzowiska.
Na koniec przychodzi czas na werandę. I kiedy inni dowiadują się, że idzie do rozbiórki nie mogą uwierzyć, że chcemy to zrobić.

Tutaj na szczęście nie mamy rozterek. Ta wąska, nieprzyjemna, podparta na jednym betonowym slupie i dwóch cegłówkach konstrukcja nie posłuży nam zupełnie do niczego. A właściwie to nawet strach tam stanąć, bo kto wie, może i można runąć z deskami w dół.
Jej jedyna zaleta to ładny wygląd z zewnątrz, ale to niestety za mało.

Wszystkie okna z werandy trafiają do stodoły i mam nadzieję posłużą mi do prowizorycznej szklarni, którą zamierzamy zrobić w tym roku. I liczę, że chmury i niebo nadal będą się w nich tak pięknie odbijać
 A tak:) to jest jeszcze druga zaleta tej nieistniejącej już werandy:)








Zdjęcia On




2 komentarze:

  1. o jeny, szkoda tej werandy... bez okien były taras, ale na tym jednym słupku to faktycznie strach, będziecie myśleli o tarasie? czy takiej werandzie raz jeszcze czy goła chałpina zostanie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez werandy nie ma mowy. Jak to tak bez kawy na werandzie czy na tarasie:). Dobrowolnie byśmy się tego nie pozbawili. Mamy już drewno, składuje się. Teraz pomysł czeka tylko w kolejce na realizację:)

    OdpowiedzUsuń