On zawołał mnie kiedy zobaczył je w oddali. Bez
zastanowienia pognałam do chałupy po aparat i dawaj biegiem za nimi. Spieszyłam
się, bo jakby w las wjechali to przepadło. Nie zorientowałabym się, w którą
stronę ich poniosło.
Zbliżam się i wołam: - Szczęść Boże. – Daj Boże -
odpowiada.
- Myślałam, że Pan do lasu po drzewo, a tu Pan coś sieje?
- A resztek sieczki mi zostało to po łące rozsypuję.
- My od Staszka – mówię. To my w jego chałupie mieszkamy
– dodaję.
- A to wyście tak za chałupę przepłacili – słyszę:).
– No my, ale tak nam się
spodobało, że co było zrobić jak pośrednik był.
Okazuje się, że to rodzina Staszka, a do tego teraz po sąsiedzku
dom w dom z byłym właścicielem naszej chałupy mieszka.
- A konie jak się nazywają – pytam.
- Ten ciemny dopiero co kupiony. Imienia wymyśleć nie
mogłem, bo ni to kary ni gniady, to się Cygan nazywa. Jak rejestrowałem, to się
dziwili czemu Cygan. Tak wyszło. A ta to Basia.
- Zimnokrwista – mówię. Potwierdza.
- Ja koniki lubię. Do roboty w polu traktor mam. A koniki
to zaprzęgnę jak pójść gdzie trza. Nogi już nie te, to podjadę.
- A dzieci macie? – pytam.
– A no nie. Chrześniaków
mam. Wesele niedawno było.
Kończy rozrzucać sieczkę. Wsiadamy razem na furę i
jedziemy razem na bitą drogę.
- A Staszka niech Pan pozdrowi. Powie, że jak chałupa
będzie gotowa to zaprosimy, żeby obejrzeli.
Przytakuje. Zjeżdżamy z miedzy.
- Prr – woła i ciągnie do siebie za lejce.
Konie stają, a ja wyskakuję.
Jeszcze tego samego dnia dowiaduję się, że do kawalera
trafiłam.
Teraz rozumiem czemu taki uśmiech pod nosem miał jak o dzieci
pytałam. Następnym razem w język się trzeba ugryźć.
Zdjęcia: Baba na wsi
No i masz ci, Babo, placek! kawaler się trafił, a Ty mu o dzieciach ... podśmiechuję się z tego od rana; u nas kobyłki zawsze nazywały się Baśka, a konie, to pamiętam Maćka i Karego, a furmanka była jedynym środkiem lokomocji, do kościoła, oddalonego o 7 km, na targ w miasteczku; czasami rodzice zabierali mnie, ależ to była wyprawa dla dziecka; takie błękitne niebo na zdjęciach, a u nas leje od południa; zaplanowaliśmy na jutro i pojutrze Bieszczady, może przestanie? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWiesz opowiadałam właśnie temu kawalerowi, że jak u Dziadków byliśmy to tak jak u Ciebie też wozem do miasta do kościoła jeździliśmy:). Pogodę będziecie mieć na pewno:). Baba na wsi Ci to gwarantuje! Czekam na relację na Twoim blogu. Ściskamy!
OdpowiedzUsuń