Biegała po podwórku i szukała lepszej siekiery. Ta, którą
trzymał w dłoni, według niej była dużo gorsza i nie nadawała się. Stałam i ze
swojego miejsca też rozglądałam się za tą lepszą.
Szukając tych kół zrobiłam krok do przodu na deski i mimochodem zorientowałam
się, że stanęłam w pobliżu czegoś co ma napisy. Schyliłam się i czytam. Imię,
nazwisko – pierwsza linijka, Miejscowość i numer domu – druga linijka. Trzecia
pod tymi dwoma zarezerwowana dla nazwy powiatu. Wszystko wyryte na drewnianej
tabliczce. Sięgam po nią, ale ona mocno przytwierdzona do złączonych w dużą
powierzchnię desek.
Zaskoczona pytam gospodarza:
- Co to takiego?- pokazując na deski i tabliczkę.
- A to boki od wozu - mówi
- A Henryk to kto? – pytam.
- Ojciec mój – dodaje.
Jego pytam czy można to od tych desek oderwać, że szkoda
żeby tak na zewnątrz, na deszczu marniało.
Mówi: - A pewnie, nie ma problemu.
Ale czuję, że moje pytanie musi trafić jeszcze do kogoś.
Kiedy gospodarz wchodzi do domu, żeby wziąć coś do oderwania tej drewnianej
tabliczki i pojawia się z narzędziami, wychodzi za nim także Ona – jego mama,
żona Henryka.
Wybiega, żeby właśnie tej lepszej siekiery poszukać, a ja
pytam:
- To mąż? – potwierdza.
- A Pani nie przeszkadza, że odrywamy, że zabiorę?
Bije od niej łagodność i spokój jakiś. Mówi, żeby zabrać.
Syn bezpiecznie odrywa tabliczkę i daje mi ją do ręki. Ona stoi w pobliżu. I
wtedy przychodzi mi to do głowy.
Bale, które od nich kupujemy, a z których u nas stanie
taras, to materiał z rozebranego domu, domu rodzinnego Henryka.
- Tę tabliczkę przybijemy na naszym tarasie.
Bale z waszego domu to i każdy będzie od razu wiedzieć skąd pochodzą.
Widzę,
że chyba sprawiam jej tym przyjemność.
Zdjęcia Baba na wsi
Ze względu na zachowanie prawa do prywatności, napisy na tabliczce trochę przemieszałam:)
Chciałabym mieć taką tabliczkę, to wspaniała pamiątka; i doskonałe wytłumaczenie dla gospodyni, taras z ich bali, i taka też tabliczka znamionowa; myślę, że ucieszyłaś ją, czasami starsi ludzie nie mają komu przekazać swoich pamiątek, bo nikt ich nie chce, a to przecież wspomnienie po jej mężu; dobrze, że trafiło na Was, pasjonatów; i ten "rysik" dawnego zabierzecie ze sobą; ciekawe to "coś" do podważania tabliczki, ni to tasaczek, własnoręcznie zrobiony, i przydatne w gospodarstwie; nam dostał się potężny topór ciesielski, z odstawionym ostrzem pod kątem, do ociosywania belek; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ten niby tasaczek, o którym piszesz nie wiedziałam jak nazwać. Jak się jest na miejscu to człowiek nie o wszystko zapyta, a potem przepadło. Może ktoś zna nazwę i nam podpowie:). Cieszę się, że mamy tę tabliczkę. Nasz taras będzie mieć swoją tożsamość:)
OdpowiedzUsuńPamiętam takie tabliczki na wozach ale z blachy, a napisy pisane farbą, drewnianej nie widziałem. d.w.
OdpowiedzUsuńA dla mnie to w ogóle nowość, Moi Dziadkowie takich nie mieli
OdpowiedzUsuńW Rumunii mają tabliczki prawie jak samochodowe, kiedy pierwszy raz zobaczyłam furmankę, myślałam, że tak dla hecy ktoś przybił sobie blachę; ale potem okazało się, że wszystkie furki mają najprawdziwsze tablice z oznaczeniem literowym danego okręgu, i pewnie są też rejestrowane; nawet najbiedniejsza furmanka cygańska z małym konikiem jeździ na numerach, że hej! pozdrawiam wieczorową porą.
OdpowiedzUsuńTo musi być ciekawy widok:) Też pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuń