poniedziałek, 12 stycznia 2015

Otoczyły nas dzikie bestie


Jest środek nocy. Totalna ciemność. Leżymy, tzn. ja leżę, On śpi - w śpiworach na kamienno-betonowym tarasie tuż u stóp cuda, które docenił cały Świat bo jest ono wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jak to czasem u mnie bywa, tym razem wcale nie widzę w myślach nagłówków polskich gazet: „Zaatakowani u stóp zabytku klasy „O””, albo „Tragedia polskich turystów w Armenii”…
tylko najnormalniej w świecie modlę się. I wyrzucam sobie, że narażam  Onego, tyle setek kilometrów od bezpieczeństwa. To nic, że zginiemy oboje.

- Jego rodzina i tak będzie mieć pełne prawo, żeby o to wszystko winić przede wszystkim mnie – myślę i wyobrażam sobie jak to co wyje niemiłosiernie całkiem blisko nas, zbliża się i zaraz pokaże swój pyski, dzikość, agresję tuż nad moją twarzą. Dokładnie sobie przypominam, jak jeszcze kilka dni temu czytałam w przewodniku o wolno żyjących kojotach, między innymi w tym regionie.

To nasz pierwszy przystanek po opuszczeniu Erywania, stolicy Armenii. Docieramy tu pod wieczór - Khor Virap, klasztor wpisany na listę UNESCO, który znajduje się tuż przy granicy z Turcją, u stóp magicznego Araratu.  

Docieramy pod bramy świątyni otoczonej murami. Jest już ciemno. Brama zamknięta. Tylko w jednym oknie widzimy światło i odgłos radia. Zaczynamy nawoływać.
- Żeby ten ktoś tylko nas usłyszał – myślę z nadzieją.
Wokół nieprzyjemne pustkowie, pola, cmentarz. Nic. Po dłuższej chwili usłyszy. Podchodzi do bramy.

Sama nie wiem jak, ale się jakoś dogadujemy. Jest konserwatorem, wlaśnie remontują klasztor. To jego dyżur na spędzenie tutaj nocy. Wpuszcza nas, ale tylko na chwilę. Wchodzimy do części mieszkalnej. Żółtawe światło, pożółkłe, kiedyś białe ściany, wysokie sufity, skąpe wyposażenie, jakiś kredens, stół, zlew kuchenny, a na ziemi  kuchenka na gaz. Robi nam kawę, dzieli się wodą, którą ma w butlach, bo w okolicy susza i z kranu nie popłynie. Daje nam jeszcze kiść białych, małych, słodkich winogron i musi wyprosić. Udaje nam się zrozumieć, że nikt poza nim nie może tutaj przebywać, że miałby nieprzyjemności.

- A czy możemy spać tuż przy klasztorze, na jednym z kamiennych tarasów?

Nie widzi problemu. Pokazujemy miejsce, On się zgadza. Zamyka za sobą ciężką bramę, a my zostajemy z widokiem na mury klasztoru, Ararat po tureckiej stronie, bezkres horyzontu i wycinające się z płaskiej ziemi wysuszone pagórki.

Na rozbicie namiotu nie ma szans. Wszędzie kamień i beton. Rozkładamy karimaty, pakujemy się do śpiworów i w śnie czekamy na poranek. Zasypiamy.

W ciemności budzi mnie przeraźliwe wycie, które roznosi się po całej okolicy. Chyba to co słyszę, jeszcze do mnie nie dociera. Przeszywa mnie naprawdę ogromy strach, kiedy wycie i jęki nie ustają. Wręcz przeciwnie zaczynają się nasilać.  Słyszę jakby nawoływanie się okolicznych hord, które znajdują się po dwóch stronach naszego obozowiska. Słyszę je to z jednej to z drugiej strony. Najgorsze, że te odgłosy się zbliżają. Mam wrażenie, że zaraz nad moją głową pojawi się groźny pysk i będzie po wszystkim.

On śpi, nie chcę go szarpać, straszyć, lepiej, że tylko jedno z nas słyszy co się dzieje. Odmawiam cały różaniec, proszę wszystkich świętych o pomoc. Nie mam pojęcia czy trwa to godzinę, może dwie, a może pół nocy. 
Słońca jeszcze nie widać, ale przez ciemności wreszcie zaczyna się przebijać czerwonawa poświata. Żyjemy! Czy można zamarzyć sobie czegoś więcej. Rodzina Onego mnie nie znienawidzi. Moja nie będzie przeżywać tragedii. Jestem szczęśliwa. A po podejściu, nieco wyżej, kilkadziesiąt metrów od naszego obozowiska,  po tym co ukazuje się naszym oczom - całkowicie, no może niemal całkowicie zaciera się to co przyniosła noc.



 Widok na cmentarz u stóp klasztoru
 Nasz nocleg:)

 Ararat o świcie


 Klasztor Khor Virap


















 Cmentarz

Zdjęcia On i Baba na wsi. Armenia 2013


9 komentarzy:

  1. Wierzę, że kiedyś spełni się nasze gorące marzenie: pojechać do Gruzji i Armenii, na razie smak podsycają opisy takie jak Twoje, programy tv czy filmiki na yt; zainteresowała mnie ta białość na piątym zdjęciu w prawym dolnym rogu, czy to woda czy rozdrobniona biała skała? cudowna surowość krajobrazu, klasztorów, ich wnętrz; i właściwie to nie wiem, co Cię tak wystraszyło, jakieś zwierzęta? pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu, z całego serca Wam tego życzę! Gruzję odwiedziłam jeszcze zanim zaczęli się tam masowo pojawiać turyści. Jeszcze teraz jest tak w Armenii. A dzięki temu jest inaczej niż tam gdzie miejscowi przyzywczajają się do turystów. Wrażenia niesamowite.
      Na zdjęciu to woda:). Oj ale gdybyś usłyszała te zwierzęta nocą nie potrafiłabyś rozsądnie myśleć:). Sciskamy!!

      Usuń
  2. Daleko oj daleko ale myśle planuję czytam
    Może jeszcze nie w tym roku ale na liście jest :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak pięknie, to wspaniałe że mogliście takie cuda zobaczyć.Ol-ka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku pięknie!!!! naprawdę Byłam wiele lat temu w Gruzji. Może jeszcze wrócę . Dzięki za Twoją relację . Wspaniałe to co piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ciekawe. Wybieram sie do Armeni i Gruzji w tym roku. No oczywiscie do Polski na pierwszym miescu. Jestem argentynka z polskiego pochodzenia. Pszypadkowo odkrylam dzisiaj blog. Nie moge oderwac sie od czytania. Chapeau dla Baby na wsi. Pozdrowienia i dzieki z upalnego Buenos Aires. Irene de la Vega

    OdpowiedzUsuń