Jest środek
nocy. Totalna ciemność. Leżymy, tzn. ja leżę, On śpi - w śpiworach na kamienno-betonowym
tarasie tuż u stóp cuda, które docenił cały Świat bo jest ono wpisane na listę
Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jak to czasem u mnie bywa, tym razem wcale nie widzę w
myślach nagłówków polskich gazet: „Zaatakowani u stóp zabytku klasy „O””, albo „Tragedia
polskich turystów w Armenii”…
- Jego
rodzina i tak będzie mieć pełne prawo, żeby o to wszystko winić przede
wszystkim mnie – myślę i wyobrażam sobie jak to co wyje niemiłosiernie całkiem
blisko nas, zbliża się i zaraz pokaże swój pyski, dzikość, agresję tuż nad moją
twarzą. Dokładnie sobie przypominam, jak jeszcze kilka dni temu czytałam w
przewodniku o wolno żyjących kojotach, między innymi w tym regionie.
To nasz
pierwszy przystanek po opuszczeniu Erywania, stolicy Armenii. Docieramy tu pod
wieczór - Khor Virap, klasztor wpisany na listę UNESCO, który znajduje się tuż
przy granicy z Turcją, u stóp magicznego Araratu.
Docieramy pod
bramy świątyni otoczonej murami. Jest już ciemno. Brama zamknięta. Tylko w
jednym oknie widzimy światło i odgłos radia. Zaczynamy nawoływać.
- Żeby ten
ktoś tylko nas usłyszał – myślę z nadzieją.
Wokół nieprzyjemne
pustkowie, pola, cmentarz. Nic. Po dłuższej chwili usłyszy. Podchodzi do bramy.
Sama nie
wiem jak, ale się jakoś dogadujemy. Jest konserwatorem, wlaśnie remontują
klasztor. To jego dyżur na spędzenie tutaj nocy. Wpuszcza nas, ale tylko na
chwilę. Wchodzimy do części mieszkalnej. Żółtawe światło, pożółkłe, kiedyś
białe ściany, wysokie sufity, skąpe wyposażenie, jakiś kredens, stół, zlew kuchenny,
a na ziemi kuchenka na gaz. Robi nam
kawę, dzieli się wodą, którą ma w butlach, bo w okolicy susza i z kranu nie
popłynie. Daje nam jeszcze kiść białych, małych, słodkich winogron i musi
wyprosić. Udaje nam się zrozumieć, że nikt poza nim nie może tutaj przebywać,
że miałby nieprzyjemności.
- A czy
możemy spać tuż przy klasztorze, na jednym z kamiennych tarasów?
Nie widzi
problemu. Pokazujemy miejsce, On się zgadza. Zamyka za sobą ciężką bramę, a my
zostajemy z widokiem na mury klasztoru, Ararat po tureckiej stronie, bezkres
horyzontu i wycinające się z płaskiej ziemi wysuszone pagórki.
Na rozbicie
namiotu nie ma szans. Wszędzie kamień i beton. Rozkładamy karimaty, pakujemy
się do śpiworów i w śnie czekamy na poranek. Zasypiamy.
W ciemności
budzi mnie przeraźliwe wycie, które roznosi się po całej okolicy. Chyba to co słyszę,
jeszcze do mnie nie dociera. Przeszywa mnie naprawdę ogromy strach, kiedy wycie
i jęki nie ustają. Wręcz przeciwnie zaczynają się nasilać. Słyszę jakby nawoływanie się okolicznych hord,
które znajdują się po dwóch stronach naszego obozowiska. Słyszę je to z jednej
to z drugiej strony. Najgorsze, że te odgłosy się zbliżają. Mam wrażenie, że
zaraz nad moją głową pojawi się groźny pysk i będzie po wszystkim.
On śpi, nie
chcę go szarpać, straszyć, lepiej, że tylko jedno z nas słyszy co się dzieje. Odmawiam
cały różaniec, proszę wszystkich świętych o pomoc. Nie mam pojęcia czy trwa to
godzinę, może dwie, a może pół nocy.
Słońca jeszcze nie widać, ale przez
ciemności wreszcie zaczyna się przebijać czerwonawa poświata. Żyjemy! Czy można
zamarzyć sobie czegoś więcej. Rodzina Onego mnie nie znienawidzi. Moja nie
będzie przeżywać tragedii. Jestem szczęśliwa. A po podejściu, nieco wyżej, kilkadziesiąt
metrów od naszego obozowiska, po tym co
ukazuje się naszym oczom - całkowicie, no może niemal całkowicie zaciera się to co
przyniosła noc.
Widok na cmentarz u stóp klasztoru
Nasz nocleg:)
Ararat o świcie
Klasztor Khor Virap
Cmentarz
Zdjęcia On i Baba na wsi. Armenia 2013
Wierzę, że kiedyś spełni się nasze gorące marzenie: pojechać do Gruzji i Armenii, na razie smak podsycają opisy takie jak Twoje, programy tv czy filmiki na yt; zainteresowała mnie ta białość na piątym zdjęciu w prawym dolnym rogu, czy to woda czy rozdrobniona biała skała? cudowna surowość krajobrazu, klasztorów, ich wnętrz; i właściwie to nie wiem, co Cię tak wystraszyło, jakieś zwierzęta? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMarysiu, z całego serca Wam tego życzę! Gruzję odwiedziłam jeszcze zanim zaczęli się tam masowo pojawiać turyści. Jeszcze teraz jest tak w Armenii. A dzięki temu jest inaczej niż tam gdzie miejscowi przyzywczajają się do turystów. Wrażenia niesamowite.
UsuńNa zdjęciu to woda:). Oj ale gdybyś usłyszała te zwierzęta nocą nie potrafiłabyś rozsądnie myśleć:). Sciskamy!!
Daleko oj daleko ale myśle planuję czytam
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze nie w tym roku ale na liście jest :-)
Naprawdę warto!
UsuńJak pięknie, to wspaniałe że mogliście takie cuda zobaczyć.Ol-ka.
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto!
OdpowiedzUsuńJejku pięknie!!!! naprawdę Byłam wiele lat temu w Gruzji. Może jeszcze wrócę . Dzięki za Twoją relację . Wspaniałe to co piszesz!
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
OdpowiedzUsuńSuper ciekawe. Wybieram sie do Armeni i Gruzji w tym roku. No oczywiscie do Polski na pierwszym miescu. Jestem argentynka z polskiego pochodzenia. Pszypadkowo odkrylam dzisiaj blog. Nie moge oderwac sie od czytania. Chapeau dla Baby na wsi. Pozdrowienia i dzieki z upalnego Buenos Aires. Irene de la Vega
OdpowiedzUsuń