Strach i
obawa, że w kładce, która prowadzi przez mokradła do kilku domów, właściwie
odciętych od pobliskiej wsi i miasteczka,
będzie nagle wyrwa i któreś z nas w nią wpadnie jest obezwładniająca.
To dla mnie zawsze minuty grozy i marznie, żeby wreszcie dojść do pierwszej chałupy i poczuć grunt pod nogami. Kilkaset metrów wilgotnych, od parujących mokradeł, ułożonych jedna przy drugiej – desek, z butwiejącą poręczą, na której lepiej nie polegać – to jedna z dwóch ścieżek do domu naszych Dziadków. Trasa naszego dzieciństwa.
Wtedy wcale
nie myślę, że to miejsce, do którego fizycznie nie da się dojechać
samochodem. Bo kto w czasach kiedy
samochody mają nieliczni uświadamiałby sobie taki fakt? Do ich domu prowadzą
dwie ścieżki. Ta od strony pobliskiej wsi, która wiedzie kładką przez mokradła
i inna, polna droga prowadząca od małego miasteczka. Ta ciągnie się wśród pól,
latem piaszczysta, wiosną i jesienią pełna błotnistych pułapek, kałuż, wyrw i
zapadlisk, które w zimie zastygają, nieruchomieją i strach przejechać wozem.
Ale my nie
raz jedziemy i w moje dziecięce myśli znowu wkrada się strach. Bo kiedy część
wozu wpada w wielkie wyrwy, wóz skrzypi, jakby zaraz miał się rozpaść, a
zaprzągnięte konie muszą go stamtąd wydostać. Myślę, czy ten, nagle, przy
gwałtownym porywie, nie przewróci się na
bok, a my polecimy razem z nim. Wysokie
wyściełane starymi kocami ławki, zawieszone na wozie specjalnymi hakami wydają
mi się tak niebezpieczne, że żeby przeżyć podróż przy pierwszej wyrwie
błyskawicznie zsiadam z tej, na której mnie posadzili i zanurzam się wewnątrz
wozu, kucam i czuję się nieco bezpieczniej.
Jeśli nie
tak, to do Dziadków dostajemy się na nogach.
Nikt tu nie dociera przypadkiem. Obcy nie umyka uwadze tych co żyją w
kilku domach przy bitej drodze. Kiedy
idziemy wzdłóż płotów psy ujadają, ale Tato zna wszystkie i mimo, że biegają i
szaleją z podniesionymi ogonami wiem, że mówi prawdę i nic nam nie grozi. Po
kilku dniach oswajania należą do nas całe gospodarstwo Dziadków z wszystkimi
zakamarkami, sąsiednie obejścia, stodoły, pobliskie ścieżki, pola i łąki, a psy
okazują się nie takie groźnej jak wydaje nam się na początku.
Tej zimy,
kiedy zajeżdżamy z Onym pod dom Dziadków dziwię się, że nie wita nas szczekanie
wujkowych psów, które mają u niego raj. Biegają swobodnie, witają każdego z
radością i dostają dużo jedzenia.
Jestem tak
zaskoczona, że pytam od razu, tym bardziej że wszystkie trzy są na łańcuchach i
nie wyglądają na szczęśliwe. Wujek też nie jest, ale nie mówi nic.
Od innych w
rodzinie dowiaduję się, że asfalt, co położyli na dawnej polnej drodze i ten,
który już jakiś czas temu zastąpił kładkę przez mokradła prowadzącą do
pobliskiej wsi kuszą obcych, których tu teraz wielu.
- Ktoś dał
znać, że psy swobodnie biegają. Policja przyjechała. Kazali psy zawiązać na
łańcuchy. Potem, ktoś znowu zgłosił. Przyszli drugi raz i zagrozili dużym
mandatem.
Zdjęcia On
Hm, tak... psy w stadzie i luzem mogą być jednak nieprzewidywalne. Swego czasu miałam boksery i luzem biegały tylko w ogrodzie. Myślę że powinny mieć wybieg, z tego co wiem, wolno trzymać psy na stałe na łańcuchu określoną ilość godzin na dobę. Niestety boże stworzenia przegrywają z człowiekiem walkę o przestrzeń do życia. Pozdrowienia. Ol-ka.
OdpowiedzUsuńOt, zagwozdka! patrzę na ostatnie zdjęcie i nijak nie mogę rozpoznać, jakiego to miasteczka panorama; moja historia będzie podobna do tej, opisanej przez Ciebie; szykują nam asfalt do dołu, a ludzi kręci się coraz więcej; psy, jak to psy, obszczekują; kiedyś i na mnie przyjdzie kolej, na łańcuchy dla futrzaków; kiedyś furmanka była środkiem lokomocji, ten sam strach siedział we mnie, kiedy przejeżdżaliśmy przez rzekę Brusienkę, czasami było płytko, czasami wody prawie znosiły furmankę, pozdrawiam.;
OdpowiedzUsuńwzdłóż - kłuje w oczy…
OdpowiedzUsuńBabo, nie patrz na uszczypliwe komentarze; pisz, tak lubię do Ciebie zaglądać; pozdrowienia ślę już prawie wiosenne.
OdpowiedzUsuńTo przez tego od wzdłuż zostałam pozbawiona przyjemności czytania mojego ulubionego bloga? To chyba jedyny błąd / i świętemu się przydarzy/, a przeczytałam blog /bloga?/ od deski do deski. Pozdrawiam serdecznie. Ol-ka.
OdpowiedzUsuńMoje Drogie, Kochane bardzo dziękuję Wam za te słowa. Uwaga o "byku" słuszna i się należy - nie ma co ukrywać:).
OdpowiedzUsuńPewnie same dobrze wiecie, pojawiają się w życiu sytuacje, które sprawiają, że Człowiek nagle wszystkie swoje dotychczasowe myśli musi porzucić i mierzyć się czymś innym, co angażuje niemal całkowicie. Stąd i baba taka zniedbana:) Jest mi niezwykle milo po Waszych słowach. To mobilizuje. Ściskam i pozdrawiam mocno!!!
Fajnie że się odezwałaś.Już kiedyś myślałam sobie że pisanie bloga jest zdecydowanie trudne. Sama gramatyka to za mało, a Twój blog jest pisany interesująco, zrozumiale i z sensem, no i o sprawach bliskich mojemu sercu. Na razie będę korzystać z przepisów. Pozdrawiam i życzę pomyślności. Ol-ka.
OdpowiedzUsuńa gdzie obserwatorzy bloga?Chciałabym wpadać...
OdpowiedzUsuń