piątek, 6 czerwca 2014

Róża i jej magiczny świat

Po tym co słyszę nie potrafię oprzeć się myślom, które już dawno przychodziły mi do głowy. To życiowe tragedie popychają człowieka do zmian. Może nie zawsze, może wystarczy uporczywe niezadowolenie z tego co jest tu i teraz, ale u Róży było gwałtownie. W mgnieniu oka zawalił się jej świat, a ona niemal wszystko musiała odbudować na nowo. Gdzie spotykamy ją w tym nowym świecie? Wśród niezmiennego porządku przyrody, w małej wiosce na Podlasiu.

Były też może nie do końca jeszcze świadome marzenia. Jakby czaiły się, czekały na właściwy dla siebie czas. A swoje źródło miały w dzieciństwie Róży. Z tych czasów zapadł jej w pamięci Leoncin, miejscowość  u wrót Puszczy Kampinoskiej.
- Mieszkaliśmy tam zaledwie kilka lat, ale to z tym miejscem kojarzy mi się dziecięca sielanka i kontakt z przyrodą – wspomina Róża. 

Po kilku latach przeprowadza się z rodziną do Nowego Dworu Mazowieckiego. Tam kończy podstawówkę. W Warszawie szkołę średnią, a potem zaczyna pracować.
Mówi otwarcie, że nigdy nie lubiła miasta i zaraz po pracy pędziła do domu. Poznaje chłopaka. On mieszka na wsi. Po jakimś czasie biorą ślub. Ona przenosi się do niego.
- I znowu byłam wśród pól i lasów, przecudownej zieleni, miałam czym oddychać, miałam ten swój kawałek ziemi – mówi.

Mają dwójkę dzieci, wszytko układa się jak powinno.  I wydaje się, że nic nie jest w stanie zakłócić ich życia kiedy nagle i  zupełnie niespodziewanie pojawia się choroba. Musi zacząć walczyć o siebie, o swoje życie. Udaje się, a życie całej rodziny wraca na stare tory.
Koniec lat 90. To radykalne zmiany wokół ich domu, który do tej pory otoczony był przyrodą.
- Warszawiacy masowo wykupują działki i budują domy. Nasza wioska z roku na rok traci swój dotychczasowy wygląd. Znikają pola i łąki, ale cóż zrobić. Przecież my tutaj mamy swój własny dom – przypomina sobie.

Nie pomyślałaby, że ta troska o miejsce i otoczenie zniknie w oka mgnieniu. 
Gdyby ktoś zapytał ją czy przeczuwała, pewnie powiedziałaby, że nie. Tragedia wdziera się w życie człowieka niepostrzeżenie, be zapowiedzi. I tak właśnie stało się 2007 roku, który zaczął się bez większej pompy, po prostu zwyczajnie. Trudno wracać jej do TEGO. Bo jedna chwila sprawiła, że życie jej i jej dzieci nagle się zawaliło. Tragicznie zginął jej mąż. Ocknęła się po pół roku. Dlaczego? Bo ciągnęło ją życie.
- Córka ostatni rok na studiach, syn zaczął pracować – mówi.
Nie mogła ich tak zostawić i skupiać się na własnym przeżywaniu tragedii. Wiedziała, że dla nich musi wrócić do żywych.

Pomogli inni. Zaczęła spotykać się ze znajomymi, postanowiła zrobić studium pomaturalne, koleżanka zaprosiła ją do Stowarzyszenia Agroturystycznego. Pomagało. Chęci do życia zaczęły powoli przychodzić. Pojawiały się szczęśliwe momenty. W 2009 roku wydała córkę za mąż.  W stowarzyszeniu zaczęły się spotkania, wyjazdy. Otworzyła się. Ktoś sprawił, że pomyślała i o swoim życiu. Poznała Andrzeja. Pomyślała  „bardzo sympatyczny człowiek”. A on z czasem stawał się jej bliższy. Tym bardziej gdy okazywało się, że oboje kochają naturę. W głowach zaczęła im kiełkować myśl o wspólnym mieszkaniu.
- Nie potrafiłabym na starych śmieciach – wyjaśnia.
W tajemnicy przed wszystkimi, jakby sami jeszcze bali się swojego pomysłu, zaczęli szukać miejsca na swój nowy życiowy początek.

- Po cichu przed rodziną wyjeżdżaliśmy szukać swojego miejsca na ziemi :-) Najpierw na Mazury, ale stwierdziliśmy że tam za drogo i nas na nie stać – mówi.
Zaczęli szperać w Internecie i szukać ciekawych propozycji, a mniej więcej wiedzieli już czego chcą: domu do remontu, ciszy, lasu i wody.
- I tak trafiliśmy na Podlasie do Boćków. Niestety nie zaiskrzyło. To nie było to – słyszymy.
Ale nie wyjechali z niczym.
Zupełnie przypadkiem, wracając, po drodze przejeżdżali przez wieś Koryciski.
- Zobaczyliśmy piękny dom, a przy nim tabliczkę „Do sprzedania”. Zadzwoniłam od ręki i się umówiłam. Pojechaliśmy po właścicielkę do Hajnówki. Chcieliśmy, żeby od razu pokazała nam dom.

Kiedy do niego weszli po prostu oboje przepadli.
- Stwierdziliśmy, że to jest to! Ten dom miał duszę, ten dom do nas przemówił.

Ruszyły formalności związane z kupnem, a oni nadal nic nie powiedzieli swoim rodzinom.
- Chcieliśmy wcześniej wszystko dopiąć do końca.
Róża w końcu powiedziała dzieciom, ale na początku nie spotkała się z zachwytem.
- Z czasem na szczęście się z tym pogodziły.

Dokładnie pamięta tę datę: 11 marca 2011 roku sprowadzili się do swojego nowego domu.
Było jeszcze bardzo zimno, spali na materacu, podgrzewali się "słoneczkiem", ale to wszystko zupełnie im nie przeszkadzało. Byli razem i we właściwym miejscu.
Każdy dzień wyglądał jednakowo, praca od rana do wieczora. Gonił ich czas. Wnuki Andrzeja miały przyjechać do nich na wakacje, a dom wymagał wielu remontów.  Właściwie cały remont zrobili własnymi siłami. W ręce fachowców oddali jedynie dach domu i łazienkę.

Mimo, że kilka lat od kupna, to w domu i koło niego nadal dużo pracy. Ale teraz nic ich nie goni, już się nie spieszą.
- Nasz dzień tutaj płynie wolniej i spokojniej. Nie gonię za niczym, bo i po co, chyba że do lasu za grzybami, jagodami i  borówkami. Uwielbiam chodzić po łąkach. Czuję wtedy zapach traw i kwiatów.

Choć los jej w życiu nie rozpieszczał, nie narzeka, to nie jej natura. Spełniło się jej dziecięce marzenie, minęła tęsknota za życiem w naturze. Teraz je po prostu ma.
- Tutaj widać wszystkie cztery pory roku. Jak przyjeżdżają do nas znajomi są zachwyceni tym, że jeszcze są prawdziwe wsie z konikami, prawdziwym mlekiem od krowy i jajkami od swobodnie biegających sobie po podwórku, kurek.

Róża nie ukrywa:
- Od razu zakochałam w Podlasiu. Zawsze pragnęłam takiego życia jakie miałam w dzieciństwie, tej prawdziwej magii,  której tak bardzo brakowało mi na Mazowszu. Tu jestem wolna, tu słyszę śpiew ptaków, tu moje oczy widzą od wiosny do jesieni bociany i żurawie, a uszy słyszą rechot żab.

Jak sama mówi, niczego jej nie brakuje. Ma kontakt z rodziną, znajomymi. Dzieci przyjeżdżają i są zachwycone tą ich sielanką.

- Uwielbiam siadać na progu i pijąc kawę wsłuchiwać się w odgłosy przyrody. Wtedy jestem najszczęśliwszą osobą na świecie - mówi na koniec.

Poniżej dom po kupnie i w czasie remontów




Za płotem:)
 A to już dom po gruntownym remoncie 







 Wyroby własne
Zdjęcia z prywatnego archiwum Róży

Wiersz Róży o Podlasiu

Magiczne te moje Podlasie
bo tu czas inaczej płynie
bo tu Kogut pieje z rana
a jak wstaję to jestem wyspana.
I konia słychać rżenie
krowa się swego domaga.
Ta magia ten klimat
rozciąga się dookoła.
Tutaj slupy ubrane w gniazda bocianie
zobaczysz na każdym kroku.
łąki są prawdziwymi ląkami
porośnięte pięknymi kwiatami
Magiczne te moje Podlasie
gdzie chaty serca i duszę mają.
A ludzie na ławkach siedzący
przed domami,
wciąż swoją gwarą rozmawiają.
Magiczne te moje Podlasie
zakochałam się w nim
bo pachnie inaczej...     Róża

13 komentarzy:

  1. Bo szczęściu trzeba trochę pomóc ,to trochę zawiera ciężką pracę ,którą włożyliście w zbudowania własnego miejsca na ziemi, pasja i miłocć to podstawa do realizacji tak pięknych marzeń ....Elżbieta

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna opowieść o życiu, zaczytałam się, zamyśliłam, a za oknem szpaki hałasują na czereśni; Róża wiele doświadczyła w swoim życiu, nie każdy zniósłby taki ciężar, bardzo podoba mi się podlaski dom, obejście, i radość w oczach Róży; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam Cię Marysiu :-) Przesyłam gorące pozdrowienia prosto z Podlasia :-)

    Wszystko to zniosłam bo kocham życie, serce i dusza mi się raduje kiedy szczęście w moim domu gości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dom jakbym przeniosła się w dzieciństwo do domu moich dziadków na Podlasie... Coś zostaje w człowieku... Ja mam swój oddech na Mazowszu, gdzie cywilizacji jeszcze nie za dużo... Ważnie jest, żeby żyć dla Siebie i dla ludzi. I znaleźć w tym Złoty Środek !!!! Trzymam kciuki za Różę:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiedz mi czy warto kupć prawie upadły stary dom nad morzem - do remontu DUŻEGO .

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiedz mi czy warto kupć prawie upadły stary dom nad morzem - do remontu DUŻEGO .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na takie pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. My nie żałujemy i nasza decyzja dziś byłaby taka sama. Może tylko decyzje podczas remontu byłyby nieco inne:)

      Usuń
  8. az mi oczy zaszly lzami....Gratuluje i zazdroszcze.mam marzenia ale brak mi woli......Lipa,co?

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam Elu, ja postawiłam wszystko na jedną kartę, zostawiając wszystko!Cały dorobek życia. Dziś mogę powiedzieć że zrobiłabym to samo, bo najważniejsze są nasze marzenia. A jeżeli chodzi o ciebie to myślę że jeszcze nie jesteś na to gotowa, a może masz blokadę przed tym nowym . Dusza co innego chce, rozum powstrzymuję :-) Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń