Prowadziły do niego dwie ścieżki. Jedna przez podwórko
sąsiadów, potem przez wydeptaną ścieżkę między wysokimi pokrzywami. To wtedy
kiedy szło się prosto z babcinego domu.
Właściwie jeśli traktem szedł obcy, mógł jej nie zauważyć.. Był sam, cale
życie. Całe życie był stary. Sąsiedzi nie zapominali o nim. Nie zapominały też
chłopy spod sklepu. On nie pił, ale raz na miesiąc dostawał rentę i wtedy oni pod
tym sklepem przypominali sobie do kogo można
po ratunek. A złożyło się tak, że ze sklepu do niego było z górki, więc
jak było do niego nie zajść. Potem było pod górkę, ale motywacja już inna.
- Dajcie mi tu kwartę – woła Babcia.
Kiedyś słyszę, że ktoś chce mu załatwić ośrodek, po cichu
cieszę się, że się nie udaje. Wiem, że On tego by nie chciał. Za to regularnie
zaczyna pojawiać się opiekunka.
Któregoś dnia słyszę:
- Władziu się spalił.
Oblewa mnie zimny pot. Szybko się wyjaśnia.
- Nie, nie… Władziu cały i zdrowy, chałupa spaliła się
całkowicie.
Kiedy przyjeżdżam następnym razem jest barak, postawili mu,
inni pomogli.
Mija kilka dobrych lat. Jestem u niego. Jest stary, tak
samo stary jak wtedy, gdy byłam dzieckiem. Ile ma lat? Nie mam pojęcia, mam wrażenie, że
od kiedy go znam to tyle samo dużo. Jest barak, w środku obity surowymi
deskami. Na dużych gwoździach, przybitych do ścian, wiszą portki, koszule,
marynarki, na stole kuchenka, a przy niej używane szklanki. On jak zawsze, na
sobie koszula, wyciuchane portki na kant, jest gorąco nie ma marynarki,
Pytam:
- Mogę zrobić zdjęcie?
fot. Baba na wsi
Pięknie opowiedziana historia człowieka, o którym pewnie świat już nie usłyszy... cieszę się, że mogłam tu fragment przeczytać.
OdpowiedzUsuńTo nie czas, to my mijamy, przemijamy. Ol-ka.
OdpowiedzUsuńMy zabijamy czas, a czas zabija nas. Nie pamiętam, kto to powiedział, ale ileż w tym prawdy. And. K.
OdpowiedzUsuń