niedziela, 21 czerwca 2015


Prowadziły do niego dwie ścieżki. Jedna przez podwórko sąsiadów, potem przez wydeptaną ścieżkę między wysokimi pokrzywami. To wtedy kiedy szło się prosto z babcinego domu.
Druga kawałek drogą, kiedyś bitą, potem wzdłuż miedzy, przy której w lecie rosły dzikie poziomki. Z drogi było widać tylko czubek jego chałupy. Była nieco niżej, za niewielkim pagórkiem. 

Właściwie jeśli traktem szedł obcy, mógł jej nie zauważyć.. Był sam, cale życie. Całe życie był stary. Sąsiedzi nie zapominali o nim. Nie zapominały też chłopy spod sklepu. On nie pił, ale raz na miesiąc dostawał rentę i wtedy oni pod tym sklepem przypominali sobie do kogo można  po ratunek. A złożyło się tak, że ze sklepu do niego było z górki, więc jak było do niego nie zajść. Potem było pod górkę, ale motywacja już inna.

- Dajcie mi tu kwartę – woła Babcia.

Najczęściej chodzimy z pierogami z omastą, bo chłop sam nie zrobi. Chałupa jest mroczna, ciemna, tajemnicza, ale nie nieprzyjemna. Inna -  męska. Z pozawieszanymi na dużych gwoździach, przybitych do ścian, koszulami, portkami i marynarkami, z przykopconymi garnkami stojącymi na piecu, używanymi szklankami na stole z ceratą, z łóżkiem z wysokimi bokami, siennikiem, dużą pierzyną i wielką poduchą.

Kiedyś słyszę, że ktoś chce mu załatwić ośrodek, po cichu cieszę się, że się nie udaje. Wiem, że On tego by nie chciał. Za to regularnie zaczyna pojawiać się opiekunka.
Któregoś dnia słyszę:

- Władziu się spalił.

Oblewa mnie zimny pot. Szybko się wyjaśnia.

- Nie, nie… Władziu cały i zdrowy, chałupa spaliła się całkowicie.

Kiedy przyjeżdżam następnym razem jest barak, postawili mu, inni pomogli.
Mija kilka dobrych lat. Jestem u niego. Jest stary, tak samo stary jak wtedy, gdy  byłam dzieckiem. Ile ma lat? Nie mam pojęcia, mam wrażenie, że od kiedy go znam to tyle samo dużo. Jest barak, w środku obity surowymi deskami. Na dużych gwoździach, przybitych do ścian, wiszą portki, koszule, marynarki, na stole kuchenka, a przy niej używane szklanki. On jak zawsze, na sobie koszula, wyciuchane portki na kant, jest gorąco nie ma marynarki,  
Pytam:

- Mogę zrobić zdjęcie? 

Mam migawkę, niewielki fragment jego, naszego nieistniejącego już świata. Teraz jest inaczej.   

fot. Baba na wsi


3 komentarze:

  1. Pięknie opowiedziana historia człowieka, o którym pewnie świat już nie usłyszy... cieszę się, że mogłam tu fragment przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie czas, to my mijamy, przemijamy. Ol-ka.

    OdpowiedzUsuń
  3. My zabijamy czas, a czas zabija nas. Nie pamiętam, kto to powiedział, ale ileż w tym prawdy. And. K.

    OdpowiedzUsuń