piątek, 21 marca 2014

Odcinamy się od współczesnych standardów i robimy swoje...


- Proszę pokazać mi te najcięższe – to są moje pierwsze słowa kiedy stoję przed ladą i chcę kupić jeden z nich.
Wybieram dopiero z tych wskazanych. Ale gdy odbieram go z rąk pani ekspedientki przeżywam rozczarowanie i złość, tak złość. Bo gdybym zamknęła oczy i ktoś położyłby mi ten chleb na dłoni, powiedziałabym, że po ciężarze oceniam, że to zwykła bułka.
Wtedy zastanawiam się ile mogą ważyć te, których mi w ogóle nie pokazała.

I myślę, że coś się chyba w tym chlebowym świecie niewyobrażalnie pomieszało. Piekarze nauczyli się tricków? Wyspecjalizowali się na speców od  marketingu? A my jednak w jakiś naturalny sposób liczymy na ich całkowitą uczciwość bo w końcu chodzi o chleb.
Ktoś nauczył wielu z nich co teraz najważniejsze, żeby ładnie i apetycznie wyglądał. Tak wyglądał – smakować już nie musi.

Od kilku lat mamy przygody z pieczeniem własnego chleba. On robił to z większym zaparciem, ale zawsze kończyło się na tym, że ostatecznie regularności w tym żadnej nie było. Nie mamy w pobliżu piekarni z dobrym chlebem…

I kiedy kolejny raz podałam Onemu do ręki chleb, żeby poczuł na czym polega teraz standard ciężkiego chleba – podjął decyzję.
Odcinamy się od tych standardów. I pieczenie chleba wziął na siebie.

Teraz mam w domu swojego osobistego najlepszego piekarza i co najważniejsze On dostarcza pieczywo w naszym domu regularnie.

Odcinamy się od współczesnych standardów wielu piekarni (doceniając przy tym tych, którzy uczciwie podchodzą do swojej pracy – bo kupując chleb w okolicach naszej chałupy – nie mamy wątpliwości, że tacy jeszcze istnieją).

I mam tylko cichą i ogromną nadzieję, że On nie przestanie:)

P.s. M. zwany K. dziękujemy za pierwszy zakwas i zainspirowanie nas do pieczenia chleba:)





Zdjęcia zafascynowana dziełami Onego Baba na wsi



4 komentarze:

  1. Kto spróbował domowego pieczywa, nie odnajdzie już tego smaku w sklepowym, może wyglądać na żytni, litewski, czy razowy, to smak jednak nie ten; piekę chleb od kilku lat, na zakwasie, pszenno-żytni z różnymi dodatkami, czasami w piecu chlebowym na Pogórzu, czasami w domowym piekarniku, i tak dzisiaj sobie policzyłam, ile to lat ma mój własnoręcznie wyhodowany zakwas? pewnie ze 6 lat, ciągle w tym samy słoiku mieszka; dbam o niego, jeśli jest dłuższa przerwa, dokarmiam, a on trwa; o, rety! takich ilości to ja nie piekę, co najwyżej dwa małe bocheneczki, albo duży bochen okrągły.
    Taki widok jest miły dla mego oka, rumiane towarzystwo, pachnące, szkoda, że zapach nie przechodzi przez ekran; a myślę, że wielu jeszcze odetnie się od współczesnych standardów piekarniczych, bo to, co na półce niezbyt służy naszemu zdrowiu; tylko mi żal, że ja nie mam Onego, który piekłby chleb, ale za to ma wiele innych przymiotów; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten zakwas to dla mnie fenomen jakiś jest:). Jesteś chlebową weteranką:). My dopiero raczkujemy... Pozdrawiamy mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie tam raczkowanie, to dorodne ,piękne i zapewne smaczne okazy ,gratulacje!

    OdpowiedzUsuń