czwartek, 29 maja 2014

Tutaj go utopię


Podnosiła w sieni, ogromną klapę w podłodze, a pod nią zamiast piwnicy znajdowała się nawet nie zbita breja gnoju, a płynna gnojowica.
- Tutaj go utopię – powtarzała zawsze.
Chodziło o naszego wujka.

Baliśmy się jej, ale ciekawość była dużo silniejsza. Kiedy byliśmy u Babci, biegaliśmy do niej co rusz. Jej dom stał właściwie na tym samym podwórku.
Wołaliśmy „Stryjna” - jak wszyscy, ale nie rozumiałam, że to oznacza nasze z nią pokrewieństwo.

Na razie jestem jeszcze w stanie przypomnieć sobie obraz całej jej chałupy. Tyle, że ta część po prawej od lat musiała być nieużywana. W końcu zaczęła się walić i ktoś dla jej bezpieczeństwa zlikwidował tę połowę domu.

Potem z sieni można było wejść tylko do jednego pomieszczenia, tego po lewej stronie domu. Duża izba z piecem, łóżkiem z siennikiem i całą górą pierzyn i poduszek z puchu i pięknym kredensem, w którym trzymała swoje skarby. Piec z zapieckiem. W miejscu gdzie można było na nim spać, leżały zwały ciuchów. Wisiały też na ramach łóżka. Nie pamiętam czy na podłodze była stara drewniana podłoga, czy klepisko.

Był specyficzny zapach, taki jakiego już nigdy więcej nigdzie nie czułam. Nie był nieprzyjemny. Jakiś inny.

Tak myśleliśmy, że jest najprawdziwszą czarownicą. Zanim posiwiała miała kruczo-czarne włosy. Miała gruby, groźny głos, ciemną cerę, duży nos i braki w zębach. Ubrana w niezliczone ilości ciemnych chałatów, halka, koszula i kilka warstw dolnego okrycia. Kiedy szukała klucza do domu przywiązanego na długim sznurku i umieszczonego pod jedną z warstw halek – miała problemy z jego znalezieniem.

Jak była jeszcze tylko trochę stara, bo pamiętam ją tylko starą, była przechylona bardzo mocno w tył, jakby jej to zostało po zadzieraniu głowy, żeby popatrzeć w górę. Potem powoli zaczęła się prostować, a w końcu garbić w drugą stronę, do przodu, jakby chciała wypatrzeć coś w ziemi.

Zawsze swarzyła się, złościła, krzyczała, szukała sobie wrogów, na których mogła złorzeczyć.
Złorzeczyła na naszego wujka. Teraz myślę, że za to, że był młody, silny, pomagał swojej matce, a mojej Babci, za to, że ona nikogo takiego nie miała i była samotna.


Nie ma jej i domu i jej półdzikiego ogródka z pięknie pachnącymi dzikimi różami, piwoniami i plecionym płotem, w który wdzierały się dziko wijące się rośliny. Jest jej obraz w mojej głowie - jak spogląda zza półdzikiego żywopłotu, osłaniającego wejście do jej domu. patrzy na nas, bawiących się. Słyszę jak coś pokrzykuje pod nosem. 

Zdjęcie Baba na wsi. Tak mógłby wyglądać jej dom...

4 komentarze:

  1. Jakież Ty struny poruszasz w moim sercu.Wakacje na wsi u cioci. Piaszczysta droga przez wieś, z rzadka rozrzucone chałupy. Izba, na podłodze deski, w 1/4 izby klepisko,polepa? Po dwu stronach okna dwa szlabany z siennikami,rozsuwane na noc do spania. Z lewej strony piec z funkcją gotowania i pieczenia chleba.Swojski chleb, swojskie masło, swój miód z pasieki w sadzie. Wieczorem lampa naftowa bo wieś niezelektryfikowana, i żelazko na węgiel . Kto mi to wszystko zabrał? Pozdrawiam serdecznie. Ol-ka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz w pamięci , a to już naprawdę wiele

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ ja lubię to wyrażenie "swarzyć się", a "wujna" czy "stryjna" były u nas na porządku dziennym, tylko ja nigdy nie rozumiałam tych zawiłości pokrewieństwa, bo ojciec mój nie miał braci; kiedy byłam dzieckiem, nie używało się "pan, pani", wszyscy byli wujkami i ciotkami, domów nie zamykało się na klucz, i całe lato chodziło się na bosaka; klapa do piwnicy też była w domu, wejście do niej było dla mnie okropne, bo tam mieszkały ropuchy; i u mnie trąciłaś czułe struny, Boże kochany, jak to było dawno; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń