wtorek, 20 maja 2014

A jednak się nie nadaję

Myślałam, że się da, że to możliwe. Teraz już dobrze wiem: łudziłam się. Na odległość się jednak nie da…   
Jeszcze kiedy je zostawiałam, pomyślałam sobie – Zrobiłam co mogłam, żeby je zastać kiedy wrócę. Po powrocie zrozumiałam, że, tak trzeba to nazwać właśnie w ten sposób – PORZUCIŁAM je na 5 tygodni. 

Kiedy po tak długiej przerwie jechaliśmy do chałupy już w oddali zobaczyłam w miejscu ogródka  białą płachtę. Leżała tak jak ją zostawiliśmy. Ale to co pod nią to już radykalna różnica w stosunku do tego co było. Lał deszcz. Po podniesieniu włókniny nad grządkami, na których zasialiśmy naprawdę wiele, zdołałam tylko zobaczyć wybuch zieleni. Dopiero następnego dnia miałam zobaczyć co mnie czeka…

Sama pewnie nie miałabym tyle samozaparcia. Ale z odsieczą przyjechała Bela M. Kiedy rano ja otwierałam dopiero oczy, Ona jak dla mnie dokonała już małych cudów. W tym wybuchu zieleni, między wieloma różnorodnymi roślinami udało jej się na kilku grządkach wypatrzeć te, które powinny zostać i wyplewiła je. 
Kiedy do niej dołączyłam i zobaczyłam, w mojej ocenie, tylko chwasty, dużo chwastów pomyślałam sobie: - Nigdy więcej.

Wbiłam mały stołeczek w błotną breję, usiadłam nad grządką i pokornie zaczęłam szukać tego co zasiałam. Łatwo nie było. Musiałyśmy się domyślać czego szukać. Z papierowych torebek po nasionach, które miały być ogródkowym drogowskazem, po deszczach nie zostało wiele. Ale dopatrzyłam się na kilku etykietach, że w tym roku z własnego ogródka nie będziemy mieć: kalafiora, pietruszki, marchewki, szczypiorku i jeszcze kilku innych warzyw, ale etykiety rozpadały się w dłoni, ja nie byłam w stanie sobie przypomnieć co też mogłam tam posiać.

Wnioski: Już nigdy nie zrobię takich długich grządek ani tak dużego ogródka, niestety… jednak nienawidzę plewić (kurczę, a szkoda), ale jak nic i nikt tego nie zje, nie zeżre i nie powali zarazą to będziemy mieć: rzodkiewkę, sałatę, brokuły, cukinię, buraczki, słonecznik, bób, pomidory, ogórki i może coś jeszcze, ale nie pamiętam, bo w tym roku zrobiłam wyjątkowo duży ogródek:)

Bela M. wielkie dzięki za pomoc!






Zdjęcia On

12 komentarzy:

  1. Uwielbiam plewić........ czekam na zaproszenie:)
    Siwa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam:) To już wiem, kto przybędzie na odsiecz, hihi. Zdradź w czym przyjemność, może dzięki temu też się coś u mnie zmieni...

      Usuń
  2. Więcej optymizmu, nie wszystko stracone , jeszcze wyrosną ,a grzebanie w ziemi to najlepsze antidotum na stres .Uszy do góry jak mawiał Waldorf

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja plewienie może nie lubię i może nie kocham, ale dzięki temu zajęciu mogę odpłynąć myślami w te dobre strony. Tylko muszę bardzo uważać, żeby na czas odpłynięcia, nie wyczyścić grządek ze wszystkiego XD
    W tamtym roku miałam ponad 30 grządek (nie są duże, bo warzywnik ma ograniczoną pojemność, a ja chciałam i nadal chcę mieć wszystkiego po trochu) w tym roku po przekopaniu kawałka ugoru, jaki nam się dostał w wyrównaniu, będzie ich zdecydowanie więcej :P
    Mając na głowie tylko mieszkanie, zwierzaki i działkę właśnie, mogę spokojnie pozwolić sobie na całodzienne pobyty na świeżym powietrzu jeśli tylko nie pada :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Imponujecie mi wszyscy. Chyba muszę popracować nad pozytywnym podejściem do grządek:) Ale nie ukrywam, zawsze wiem, że potem przychodzi to przyjemne uczucie, kiedy na kanapkę kładziesz sobie WŁASNĄ sałatę, rzodkiewkę czy pomidorka o wyjątkowym smaku. Uczucie niepowtarzalne i warte wysiłku:). Tak muszę powtarzać, że warte tego wysiłku:)

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie z powodu braku czasu na plewienie tez tylko sałata, szczypior, koper, kabaczek, słonecznik i ogórki. Eksperymentuję z melonem i dynią ozdobną. Teraz mam dość fajną ziemię pod warzywniak z dużą ilością kompostu i wystarczy lekko wzruszyć ziemię i chwasty łatwo wychodzą. Kiedyś miałam grządki na bardzo wcześniej zachwaszczonej i suchej, zbitej ziemi, odchwaszczanie tam to był koszmar. A jeszcze nie dodałam że zrobiłam sobie takie grządki podniesione, na gałązkach wysypałam ziemię i na to kompost. Sałatę mam taką jak Twoja i od tygodnia już zrywam boczne listki i zajadam:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. O takich grządkach jak Twoje jeszcze nie słyszałam. Zbieranie plonów, jest tak przyjemne, że jest jednak warte tego całego zachodu:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie jest tak żle, jak na 5 tygodni "porzucenia". Ziemia uprawiana od paru sezonów też już się tak nie zachwaszcza. Trzeba tylko trochę pilnować żeby nasiona chwastów nie dojrzewały i się nie rozsiewały. Swego czasu też tak miałam w ogrodzie; zagony i zagony. Odpuściłam sobie kapustne poza kilkoma kalarepkami /flance z ryneczku/. I tak mam warzywa na bieżące potrzeby por, seler, cebula, pietruszka, szczypiorek,fasolka szparagowa, sałata,rzodkiewka i pomidory; a na przetwory ogórki i buraczki; i jeszcze dla wnuków truskawki; żeby było ekologicznie, bez sztucznych nawozów i pod ręką. Teraz ogarniam bez problemu. Pozytywnego stosunku do zagonków życzę, bo naprawdę warto. Pozdrawiam serdecznie. Ol-ka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie ukrywam, że przy Waszym udziale:) pracuję nad sobą. I tak jak piszesz, nie ma co szaleć z zagonami, wszystko z umiarem. Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  10. u mnie niestety koszmar, miliony ślimaków zjadaja wszystko co zasiałam :(((((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy czy u nas też tak nie ma:) Dawno nie byliśmy w chałupie. Coś nas ostatnio światem goni...

      Usuń