Nie wiem czy przed końcowym efektem On zgodziłby się na to wszystko. Ale mały impuls sprawia, że nie umiem się powstrzymać. To przez to,
że musiał wyjść, a ja zostałam sama w domu z Onego prośbą:
- Nalej wody do wanny i włóż do niej butelki.
Wychodzi. Idę do łazienki. Puszczam wodę i jedną po drugiej
zanurzam, tak aby do środka butelki dostała się woda. To daje mi gwarancję, że nie
wypłynie natychmiast na powierzchnię. I... przepadam:)
Bo jak tu nie uwiecznić tak przełomowego momentu.
On robi najprawdziwsze z prawdziwszych domowe piwo. Teraz jest na etapie szykowania butelek i
rozlewania do nich tego co piwem będzie.
Kiedy leje do pierwszych butelek nie wytrzymuję.
- Może spróbujemy chociaż po łyżce.
W odpowiedzi słyszę.
- Najwcześniej jak wrócimy znad morza.
A skoro jedziemy w sobotę i wracamy w kolejną to nie oznacza
to nic innego jak prawie DWA tygodnie!
Pokornie nie protestuję.
On leje z wielkiego
baniaka do kolejnych butelek i oboje czujemy jak w całej kuchni pachnie piwem (wiem, że
zapach piwa to pojęcie względne, ale uznajmy, że jest to właśnie zapach).
Przed wyjściem rozlewa pierwszą partię. Kiedy
ja się wywiążę z przygotowania butelek do drugiej partii, będzie je pewnie rozlewać
jeszcze dziś późnym wieczorem.
Oficjalne otwarcie, z pominięciem obiecanej degustacji po powrocie znad
morza, najwcześniej za 7 tygodni.
Nie ma Onego jeszcze w domu, może spróbować?
A dlaczego nigdy nie degustowałam? Proszę , zachomikuj jedną buteleczkę.
OdpowiedzUsuńTo debiut piwowarski Onego:)
OdpowiedzUsuńAle jesteście zacięci. Ja rozlewając nalewki zawsze je próbuję :)
OdpowiedzUsuńPrzy nalewkach też chyba bardziej naciskałabym na Onego:)
OdpowiedzUsuńTakie piwo to jest coś! Uwielbiam smak domowego browaru :)
OdpowiedzUsuńSama jestem bardzo ciekawa jak wyjdzie:). Może się załapiecie!
OdpowiedzUsuń...to po to była ta wanna :)
OdpowiedzUsuńO! domowego warzenia piwa jeszcze nie próbowałam, choć mam za sobą różne domowe wina, pędzenie bimberku, czy wyrób nalewek, a zapas zamykanych butelek posiadam, po wojażach na słowacką stronę; e, spróbowałabym jedną po powrocie znad morza; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPo Kelcie pewnie:). My sami ciekawi jesteśmy co wyjdzie. Trzymaj kciuki Marysiu!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńU nas też już coś bulgocze... podobno porzeczki co na wsi przed chałupą wyrosły... nawet nie zadążyłam się im przyjrzeć, tak szybko zostały wykorzystane. Pozostaje mieć nadzieje że wybulgocze z nich coś pysznego :)
OdpowiedzUsuńNatura po prostu skłania człowieka do takich rzeczy:). My mamy z naszych wiśni ubiegłoroczną wiśniówkę. A z porzeczek robiła wino moja Babcia. Było pycha i jaka MOC:). Ciekawa jestem Waszego. Koniecznie napisz jak popróbujecie!
Usuń