Myślałam, że się da, że to możliwe. Teraz już dobrze
wiem: łudziłam się. Na odległość się jednak nie da…
Kiedy po tak
długiej przerwie jechaliśmy do chałupy już w oddali zobaczyłam w miejscu ogródka
białą płachtę. Leżała tak jak ją
zostawiliśmy. Ale to co pod nią to już radykalna różnica w stosunku do tego co
było. Lał deszcz. Po podniesieniu włókniny nad grządkami, na których zasialiśmy
naprawdę wiele, zdołałam tylko zobaczyć wybuch zieleni. Dopiero następnego dnia
miałam zobaczyć co mnie czeka…
Sama pewnie nie miałabym tyle samozaparcia. Ale z
odsieczą przyjechała Bela M. Kiedy rano ja otwierałam dopiero oczy, Ona jak dla
mnie dokonała już małych cudów. W tym wybuchu zieleni, między wieloma
różnorodnymi roślinami udało jej się na kilku grządkach wypatrzeć te, które
powinny zostać i wyplewiła je.
Kiedy do niej dołączyłam i zobaczyłam, w mojej
ocenie, tylko chwasty, dużo chwastów pomyślałam sobie: - Nigdy więcej.
Wbiłam mały stołeczek w błotną breję, usiadłam nad grządką i pokornie zaczęłam
szukać tego co zasiałam. Łatwo nie było. Musiałyśmy się domyślać czego szukać.
Z papierowych torebek po nasionach, które miały być ogródkowym drogowskazem, po
deszczach nie zostało wiele. Ale dopatrzyłam się na
kilku etykietach, że w tym roku z własnego ogródka nie będziemy mieć:
kalafiora, pietruszki, marchewki, szczypiorku i jeszcze kilku innych warzyw,
ale etykiety rozpadały się w dłoni, ja nie byłam w stanie sobie przypomnieć co
też mogłam tam posiać.
Wnioski: Już nigdy nie zrobię takich długich grządek ani
tak dużego ogródka, niestety… jednak nienawidzę plewić (kurczę, a szkoda), ale
jak nic i nikt tego nie zje, nie zeżre i nie powali zarazą to będziemy mieć:
rzodkiewkę, sałatę, brokuły, cukinię, buraczki, słonecznik, bób, pomidory,
ogórki i może coś jeszcze, ale nie pamiętam, bo w tym roku zrobiłam wyjątkowo
duży ogródek:)
Bela M. wielkie dzięki za pomoc!
Zdjęcia On
Uwielbiam plewić........ czekam na zaproszenie:)
OdpowiedzUsuńSiwa
Podziwiam:) To już wiem, kto przybędzie na odsiecz, hihi. Zdradź w czym przyjemność, może dzięki temu też się coś u mnie zmieni...
UsuńWięcej optymizmu, nie wszystko stracone , jeszcze wyrosną ,a grzebanie w ziemi to najlepsze antidotum na stres .Uszy do góry jak mawiał Waldorf
OdpowiedzUsuńJa plewienie może nie lubię i może nie kocham, ale dzięki temu zajęciu mogę odpłynąć myślami w te dobre strony. Tylko muszę bardzo uważać, żeby na czas odpłynięcia, nie wyczyścić grządek ze wszystkiego XD
OdpowiedzUsuńW tamtym roku miałam ponad 30 grządek (nie są duże, bo warzywnik ma ograniczoną pojemność, a ja chciałam i nadal chcę mieć wszystkiego po trochu) w tym roku po przekopaniu kawałka ugoru, jaki nam się dostał w wyrównaniu, będzie ich zdecydowanie więcej :P
Mając na głowie tylko mieszkanie, zwierzaki i działkę właśnie, mogę spokojnie pozwolić sobie na całodzienne pobyty na świeżym powietrzu jeśli tylko nie pada :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńImponujecie mi wszyscy. Chyba muszę popracować nad pozytywnym podejściem do grządek:) Ale nie ukrywam, zawsze wiem, że potem przychodzi to przyjemne uczucie, kiedy na kanapkę kładziesz sobie WŁASNĄ sałatę, rzodkiewkę czy pomidorka o wyjątkowym smaku. Uczucie niepowtarzalne i warte wysiłku:). Tak muszę powtarzać, że warte tego wysiłku:)
OdpowiedzUsuńU mnie z powodu braku czasu na plewienie tez tylko sałata, szczypior, koper, kabaczek, słonecznik i ogórki. Eksperymentuję z melonem i dynią ozdobną. Teraz mam dość fajną ziemię pod warzywniak z dużą ilością kompostu i wystarczy lekko wzruszyć ziemię i chwasty łatwo wychodzą. Kiedyś miałam grządki na bardzo wcześniej zachwaszczonej i suchej, zbitej ziemi, odchwaszczanie tam to był koszmar. A jeszcze nie dodałam że zrobiłam sobie takie grządki podniesione, na gałązkach wysypałam ziemię i na to kompost. Sałatę mam taką jak Twoja i od tygodnia już zrywam boczne listki i zajadam:) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO takich grządkach jak Twoje jeszcze nie słyszałam. Zbieranie plonów, jest tak przyjemne, że jest jednak warte tego całego zachodu:)
OdpowiedzUsuńNie jest tak żle, jak na 5 tygodni "porzucenia". Ziemia uprawiana od paru sezonów też już się tak nie zachwaszcza. Trzeba tylko trochę pilnować żeby nasiona chwastów nie dojrzewały i się nie rozsiewały. Swego czasu też tak miałam w ogrodzie; zagony i zagony. Odpuściłam sobie kapustne poza kilkoma kalarepkami /flance z ryneczku/. I tak mam warzywa na bieżące potrzeby por, seler, cebula, pietruszka, szczypiorek,fasolka szparagowa, sałata,rzodkiewka i pomidory; a na przetwory ogórki i buraczki; i jeszcze dla wnuków truskawki; żeby było ekologicznie, bez sztucznych nawozów i pod ręką. Teraz ogarniam bez problemu. Pozytywnego stosunku do zagonków życzę, bo naprawdę warto. Pozdrawiam serdecznie. Ol-ka.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że przy Waszym udziale:) pracuję nad sobą. I tak jak piszesz, nie ma co szaleć z zagonami, wszystko z umiarem. Ściskam mocno!
OdpowiedzUsuńu mnie niestety koszmar, miliony ślimaków zjadaja wszystko co zasiałam :(((((((
OdpowiedzUsuńZobaczymy czy u nas też tak nie ma:) Dawno nie byliśmy w chałupie. Coś nas ostatnio światem goni...
Usuń