Każda
czynność powodowała, że co rusz pojawiał się inny kolor. Po kilkudziesięciu
minutach daleko mu było do tego pierwotnego, ale…
Będę mieć
różę do pączków, kiedy spróbuję zmierzyć się z tym kulinarnym zadaniem. W
ubiegłym roku, nawet dałabym sobie rękę uciąć, że jej nie było – dzikiej róży
przy płotku prowadzącym od chałupy do studni. Tego lata wybiła się między
wysokimi trawami. Nie można było tej okazji zmarnować.
Ale zaczęłam
źle, od zrywania, zamiast poszukania w pierwszej kolejności przepisu na
konfitury z dzikiej róży. Dlaczego, bo zerwałam płatki jak leci, a dowiedziałam
się, że najlepiej płatki ścinać bez żółtych końcówek.
U mnie było
za późno…
Usiadłam na
progu, położyłam sobie na kolanach miskę z płatkami, wzięłam nożyczki i
zaczęłam płatek po płatku pozbawiać je żółtej końcówki. Dobra lekcja
cierpliwości, ale o dziwo i cudem jakimś
powiem nawet, że było całkiem przyjemnie.
Przygotowane
płatki wrzuciłam do kwarty i zgodnie z przepisem dałam odmierzoną wodę i
cukier. Zaglądałam do kuchni co rusz, żeby przemieszać i nie dopuścić do
przywarcia. Dosłownie co kilka minut gotująca się masa na konfiturę przybierała
inne barwy, na początku bardzo wyraziste, soczyste, potem coraz bardziej mdłe,
ale podobno tak musi być. Teraz słoiczek czeka na półce, aż ja zdobędę się na
odwagę.
Zdjęcia: Baba na wsi
Nie trzeba wcale obcinać tych białych części. U mnie nikt nie obcinał. Ani mama, ani mama mamy, ani mama babci.
OdpowiedzUsuńDodałaś sok z cytryny?
Ja wolę do pączków i róż karnawałowych konfiturę ucieraną z płatków. Tylko płatki, sok z cytryny, cukier. A na wierz w słoiczku odrobina spirytusy. Sa pyszne i nie psują się. A aromat....Boski.
wierzch ma się rozumieć
UsuńO widzisz brakowało mi takiej porady:). Tak dałam sok z cytryny. Będę pamiętać na przyszły rok i zrobię według Twoich zaleceń. Wielkie dzięki!!!
UsuńTeż robię na surowo, końcówki obcinam na bieżąco przy zrywaniu płatków, ponoć są gorzkie, ale wypróbuję sposób Owieczki, będzie mniej zachodu; potem do robocika z ostrzem, cukru sporo, bo konserwuje, sok z cytryny lub kwasek cytrynowy na kolor, miksowanie kilka minut i marmoladka najwonniejsza z wonnych gotowa; no i wielcem ciekawa degustacji domowo warzonego piwa, pewnie już odstało swoje, i co? ... jakie wrażenia na języku i podniebieniu?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.
No widzisz Marysiu zapomniałam o piwie...:). Degustatorzy pierwszą partię oceniają jako orzeźwiającą, na upały - jest bardziej jasne. On robił już kolejną partię - nieco ciemniejsze i przyznam, że bardziej mi smakuje. W ogóle zupełnie inny smak niż ze sklepu, ale On jeszcze nie jest zadowolony z efektów i będzie dalej eksperymentować. Może ciut kwaskowate, ale domowe - to od razu lepiej smakuje:)
Usuńa ja miastowa kobieta:): mogę tylko pozazdrościć:):
OdpowiedzUsuńMy to pół na pół:), albo jedną nogą w mieście, drugą na wsi - na razie taki los...:)
Usuńnajważniejsze ,ze dążycie do tego czego chcecie....
UsuńPowoli, małymi krokami i kto wie co nastąpi?
Usuń